Symfonie Antona Brucknera rzadko pojawiają się w naszych salach koncertowych, bo też niewielu dyrygentów ma odwagę zmierzyć się z nimi. Nic więc dziwnego, że gdy na afiszu pojawiła się VII Symfonia E-dur mistrza z Linzu, melomani tłumnie pojawili się w filharmonicznej sali zarówno w piątek jak i w sobotę. Nie doznali zawodu, bo przeszło godzinę trwające dzieło przygotowane zostało starannie i takoż zaprezentowane. Za pulpitem dyrygenckim stanął Rossen Milanov, oboista i dyrygent urodzony przed przeszło pół wiekiem w Bułgarii, po studiach w Curtis Institute of Music i Julliard School of Music związany głównie z amerykańskimi orkiestrami, koncertujący na całym świecie. W sobotę zdobyte przez lata doświadczenie pozwoliło mu ogarnąć skomplikowaną dramaturgię Brucknerowskiego dzieła i umiejętnie przeprowadzić prze nią orkiestrę i słuchaczy. Jasna, konsekwentna narracja muzyczna, potężne kulminacje emocji i ekspresji, pięknie wydobyte momenty liryczne, podkreślenie bogactwa melodycznego Symfonii E-dur… wszystko to sprawiło, że kontakt z taką interpretacją był prawdziwym przeżyciem dla odbiorców. Nie bez znaczenia było tu też dobre porozumienie pomiędzy dyrygentem i muzykami. I choć tu i ówdzie w waltorniach i tubach wagnerowskich chciałoby się więcej precyzji intonacyjnej i rytmicznej, to przecież całość godna była podziwu, a Rossena Milanova, który chyba po raz pierwszy zawitał do Krakowa, chciałabym widywać i słuchać częściej.
Nim zabrzmiał Bruckner, słuchaliśmy dzieła innego austriackiego mistrza. Andrzej Wierciński z krakowskimi filharmonikami grał Koncert A-dur KV 488 Wolfganga Amadeusa Mozarta. Nim w sali koncertowej zabrzmiała muzyka, w filharmonicznej kawiarni odbyło się pierwsze posiedzenie Dyskusyjnego Klubu Muzycznego. To nowa inicjatywa Filharmonii skierowana do jej bywalców. Dyskusję w Klubie moderuje red. Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz. Wczoraj szukała odpowiedzi na pytanie „Za co kochamy Mozarta”. Głównym jej rozmówcą (nie brakło głosów z sali) był właśnie Andrzej Wierciński, którego dotąd podziwialiśmy głównie w pięknych interpretacjach chopinowskich. W rozmowie poznaliśmy wrażliwego, myślącego artystę, któremu muzyka Mozarta sprawia po prostu radość. Taki radosny był też w jego interpretacji Koncert A-dur. Urzekła mnie jego środkowa część. Takie gospodarowanie czasem, taka umiejętność wyśpiewania mozartowskiej frazy i utrzymania w niej napięcia dramatycznego świadczą o wielkiej dojrzałości 28-letniego pianisty. To był piękny, iście mozartowski Koncert A-dur i nie zmieni tej oceny fakt, że wolałabym nieco więcej oddechu w finałowym Rondzie.
A spotkania Dyskusyjnego Klubu Muzycznego polecam. Najbliższe 18 lutego o godz. 16.30.
Dodaj komentarz