BONA W OPERZE KRAKOWSKIEJ

Wczoraj w Operze Krakowskiej wielkie święto – premiera opery Zygmunta Krauzego „Bona Sforza” do libretta Vincenza de Vivo. Jej powstanie to wynik współpracy naszego teatru operowego z Teatro Petruzzelli w Bari, rodzinnym mieście polskiej królowej. W tamtejszej Bazylice św. Mikołaja, patrona miasta, znajduje się także jej grób. Zamieszczona na okazałym sarkofagu pełna tytulatura przynależna polskiej monarchini czyni na oglądającym i czytającym wrażenie.
Wrażenie wywołuje też wczorajszy spektakl w reżyserii, dramaturgii i inscenizacji Michała Znanieckiego, pięknej scenografii Luigiego Scoglio, interesujących kostiumach Małgorzaty Słoniowskiej i ciekawej choreografii Ingi Pilchowskiej. Za projekcje odpowiadała Karolina Jacewicz, reżyserią światła zajmował się Dawid Karolak, chór przygotowali Andrzej Korzeniowski i Joanna Wójtowicz. Nad stroną muzyczną czuwał Piotr Sułkowski który poprowadził też wczorajszy spektakl.
Na scenie oglądamy trzy wcielenia polskiej królowej, bo całość jest swoistą retrospekcją umierającej w Bari Bony wygnanej z Polski przez ukochanego syna. W tej roli kapitalna i wokalnie i aktorsko Karin Wiktor-Kałucka. Osamotnionej królowej towarzyszy jedynie dwoje służących tyleż opiekujących się nią co dbających o interesy króla Hiszpanii czyhającego na spadek (w tych rolach Maryana Berezyak i Adam Sobierajski). Umierająca przywołuje na pamięć szczęsne chwile młodości i pierwszą miłość którą musiała poświęcić dla polskiej korony (w roli młodej Bony bardzo dobra Paula Maciołek, w jej ukochanego wcielił się Sebastian Marszałowicz), toczy spór z żądną władzy matką (Wanda Franek). Wspomina zaślubiny z Zygmuntem Starym (Adam Szerszeń) i koronację na Wawelu wśród tłumu obcych sobie ludzi. Z jej pamięci wyłania się też Bona – królowa, majestatyczna, narzucająca swą wolę staremu królowi, usiłująca kierować synem któremu już w dzieciństwie zapewnia tron. Ten majestat, ale i ból gdy po śmierciach Elżbiety Habsburżanki i Barbary Radziwiłłówny powszechnie oskarża się ją o otrucie synowych, czemu daje wiarę także zrozpaczony Zygmunt August (bardzo dobra rola Jarosława Bieleckiego), świetnie oddała Edyta Piasecka. Każda zresztą postać w tym spektaklu (jako mały Zygmunt wystąpił Adam Chudzio, a w rolach przedstawiciela Sejmu i poplecznika królowej Cristoma Colonny oglądaliśmy i słuchaliśmy Jakuba Borowczyka) dopracowana była w każdym calu. Bo jedną z głównych zalet tego spektaklu jest jego spójność powodująca, że od pierwszych, majestatycznych, mrocznych akordów, od pierwszego zetknięcia się z podzieloną na trzy części sceną i trzema postaciami Bony słuchacz i widz trzymany jest w napięciu, utożsamia się z bohaterką opery, współczuje jej i wraz z nią cierpi. Muzyka Zygmunta Krauzego pod batutą Piotra Sułkowskiego doskonale podkreśla treść libretta, a operowanie motywami przypisanymi poszczególnym wcieleniom Bony w swoisty sposób buduje dramaturgię. Są w tej muzyce współczesne, kolorowe brzmienia, jest hieratyczność pokreślona odwołaniami do chorału, jest delikatna stylizacja renesansowych tańców, jest liryka, ale wszystko to tworzy zgodną, oryginalną całość. „Bona Sforza” Zygmunta Krauzego (kompozytor był na premierze) to ważna pozycja w historii polskiej współczesnej opery. I ważny element historii krakowskiej sceny operowej, która w tym sezonie obchodzi siedemdziesięciolecie.

1 Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*