Tegoroczna, piąta już edycja festiwalu Szymanowski / Polska / Świat” rozpoczęła się wczoraj gościnnym występem Orkiestry Filharmonii Poznańskiej pod dyrekcją jej szefa artystycznego a zarazem I dyrygenta gościnnego Filharmonii Krakowskiej Łukasza Borowicza. Już to budziło zainteresowanie słuchaczy, bo poznańscy artyści po raz pierwszy gościli w Krakowie. Jeszcze większa ciekawość budziła solistka. Bomsori Kim była przed ośmioma laty sensacją XV Międzynarodowego Konkursu im. H. Wieniawskiego (II nagroda, nagroda krytyków i dziewięć nagród specjalnych). Potem zachwyciła krakowian jako kameralista grając z Rafałem Blechaczem sonaty m.in. Mozarta i Szymanowskiego. Teraz wracała pod Wawel z Koncertem skrzypcowym Ericha Korngolda. Wczorajsza inauguracja festiwalu była też oryginalna z tego względu, że jej program nie zawierał żadnego utworu patrona imprezy (zwrócił mi na to uwagę kolega po piórze, Lech Czapliński). Słuchaliśmy Uwertury na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz, wspomnianego już Koncertu Korngolda i Symfonii F-dur „Polonii” Emila Młynarskiego. Było to więc raczej zaprezentowanie ideowej obecności Szymanowskiego w twórczości kolejnego pokolenia polskich twórców czego przykładem był utwór Bacewiczówny oraz przypomnienie gruntu na jakim rozwijała się muzyka Karola z Atmy.
Łukasz Borowicz z poznańską Filharmonią pracuje od lat. Było to wczoraj słychać i widać. Współpraca dyrygenta z zespołem była niemal idealna. Poznańska orkiestra to zespół świetnie zgrany, na estradzie skupiony, bardzo dobrze muzykujący co uwidoczniło się już w pierwszych taktach błyskotliwie zgranej Uwertury Grażyny Bacewicz, a potwierdzenie znalazło w trakcie całego wieczoru. Przyznam się, że zazdrościłam poznaniakom szlachetnego, bogatego w odcienie dynamiczne, bezbłędnego intonacyjnie brzmienia waltorni.
Bomsori Kim w Koncercie Korngolda raz jeszcze udowodniła swe mistrzostwo. Wraz z orkiestrą stworzyła prawdziwą kreację artystyczną (szczególnie w II i III części utworu). Na bis zachwyciła brawurowym Kaprysem Polskim Bacewiczówny.
Symfonia F-dur Młynarskiego coraz częściej gości na naszych estradach zadając kłam stwierdzeniu, że na przełomie XIX i XX wieku w polskiej muzyce symfonicznej nie działo się nic ciekawego. Pod batutą Łukasza Borowicza słuchaliśmy wczoraj utworu napisanego z doskonałą znajomością warsztatu, z wyśmienitym zmysłem dramatycznym i bogatą inwencją twórczą. Kompozytor wykształcony u Rimskiego-Korsakowa, doskonale znający zdobycze niemieckiego późnego romantyzmu wykorzystał w swym dziele pełnię możliwości orkiestry. A stworzenie dramatycznej muzycznej opowieści z tak błahego tematu jak krakowiak „Albośmy to jacy tacy” uważam za prawdziwe mistrzostwo.
Dodaj komentarz