JUBILEUSZ

Krakowski Kwintet Dęty gra już dwadzieścia pięć lat. I to jak gra! We wtorek po raz kolejny zachwycił w czasie jubileuszowego koncertu we Floriance. Program wieczoru był streszczeniem działalności zespołu który działa w składzie: Katarzyna Kurowska-Mleczko – flet, Marek Mleczko – obój, Roman Widaszek – klarnet, Paweł Solecki – fagot i Tadeusz Tomaszewski – róg. A więc słuchaliśmy klasyki czyli Divertimenta B-dur „Chorale St. Antonio” Josepha Haydna, które zainaugurowało spotkanie z jubilatami. Nie zabrakło muzyki kręgu francuskiego (choć polskiej) pierwszych dziesiątków lat XX wieku, zawsze dobrze reprezentowanej na koncertach Kwintetu. Tym razem był to „Taniec czarownicy” z baletu „Le Jardin du Paradis” na kwintet i fortepian Aleksandra Tansmana, a z Krakowskim Kwintetem Dętym interpretowała go Beata Bilińska. Krakowscy „dętyści” zawsze z chęcią bowiem występowali z zaproszonymi artystami. „Cantabile in h” Krzesimira Dębskiego przypomniało, że na przed Kwintetem, a potem równolegle z nim, działało Krakowskie Trio Stroikowe. „Sextant” na kwintet i fortepian napisany specjalnie dla zespołu przez Krzysztofa Herdzina zwracał uwagę na fakt, że przez lata Krakowski Kwintet Dęty przyczynił się do powstania wielu pozycji współczesnej muzyki kameralnej, bo wielu kompozytorów polskich pisało swe utwory właśnie dla niego wiedząc że będą wykonywane z największą pieczołowitością i najwyższą maestrią. Tak też było i we wtorek, gdy Beata Bilińska i członkowie zespołu grali muzykę tyleż nowoczesną co dobrze osadzoną w tradycji, z nieśpiesznie rozwijającą się początkową narracją o wręcz impresjonistycznych barwach prowadzącą do energetycznej, niemal neoklasycznej w swej motoryce kulminacji. A na koniec kameralna wersja „Błękitnej rapsodii” Gershwina opracowana na fortepian i kwintet dęty przez Reinharda Gutschego, klarnecistę związanego z Mozarteum, jako dowód wszechstronności repertuarowej i wykonawczej zespołu. Przy fortepianie tym razem zasiadł Filip Wojciechowski, znany pianista klasyczny ale też wybitny jazzman. Była to więc „Rapsodia” pełna improwizacyjnych wstawek, a Krakowski Kwintet Dęty bardzo dobrze czuł się w tych jazzowych klimatach (brawo Roman Widaszek!). A potem były dowcipne bisy w wykonaniu wszystkich artystów, wielka owacja i liczne życzenia dalszej owocnej pracy. Z serca się do nich dołączam!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*