U schyłku sezonu w Operze Krakowskiej premiera baletowa. „Miłosne igraszki Carmen” to autorska opowieść Jacka Tyskiego, twórcy choreografii i reżyserii, o trudnych relacjach miłosnych. Jej kanwą są losy bohaterów opery Bizeta wzbogacone o domniemane dzieciństwo Carmen. Wszak dziecinne doznania podobno najsilniej decydują o naszym życiu. Oglądamy więc tańczoną opowieść o burzliwym związku rodziców Carmen, oglądanymi przez nią miłostkach jej matki i śmierci ojca z rąk zalotników. O jej spotkaniu z Don Josem i ich ślubie, a potem wcieleniu małżonka do wojska. Kanwą muzyczną tej części spektaklu jest „El Amor Brujo” Manuela de Falii. Druga część spektaklu opowiada znaną już z opery Bizeta, choć nieco zmodyfikowaną, historię. Wędrująca z wojskiem Carmen flirtuje z porucznikiem a potem spotyka torreadora Escamillia i odwzajemnia jego pożądanie. Zazdrosny Don Jose zabija ją i dezerteruje. Towarzyszy mu zakochana w nim nieszczęśliwie Micaela. Całość kończy się pojmaniem i rozstrzelaniem zbiega oraz wymarszem wojska. Ta część spektaklu oprawiona jest „Suitą Carmen” Rodiona Szczedrina, który twórczo opracował najsłynniejsze fragmenty opery Bizeta.
Nowy balet na scenie Opery Krakowskiej ogląda się z przyjemnością. Funkcjonalna, ładna kolorystycznie scenografia jest dziełem Stefanii Chiarelli. Równie barwne kostiumy zaprojektowała Marta Koncewoj. Projektantka jest również solistką Polskiego Baletu Narodowego, więc wie, jak ubrać artystów baletu by dodać im urody a nie krępować ruchów.
Choreografia Jacka Tyskiego łączy taniec współczesny z klasyką dając artystom szerokie pole do wyrażania dramatycznej ekspresji. Pięknie z tych możliwości skorzystali protagoniści: Malika Tokkozhina w roli Carmen, Fabian von Lindern jako Jose, Marianna Morfin-Sanchez – Micaela i Yauheni Raukuts tańczący Escamilla. Ciekawe postaci stworzyli Anastasiya Krasouskaya i Maciej Pluskowski w rolach rodziców Carmen, a także Javier Ares Cabeza jako Porucznik. Ale podkreślić trzeba wyrównany i dobry poziom wszystkich artystów baletu, którzy stworzyli wspólnie interesujący, a chwilami poruszający spektakl. Mnie poruszył miłosny, przesycony uczuciem, taniec Carmen i Josego jakże różny w wyrazie od pełnego namiętności duetu tejże Carmen i Escamilla. Swe pierwsze kroki w „dorosłym” spektaklu dobrze stawiała Katarzyna Kocyk jako mała Carmen.
Najciekawsze w tym spektaklu było jednak dla mnie nie to, co działo się na scenie, ale to, co rozgrywało się w kanale. Chyba po raz pierwszy bowiem oglądałam i słuchałam Joachima Kołpanowicza, który przygotował muzycznie i poprowadził spektakl. Absolwent krakowskiej uczelni muzycznej jest dyrygentem, teoretykiem muzyki, pianista i kameralistą. Jego wszechstronne wykształcenie, operowa praktyka (na co dzień jest korepetytorem solistów w Operze Krakowskiej, a jako dyrygent współpracował m.in. z TWON), a przede wszystkim wielka wrażliwość muzyczna sprawiły że dopracowany i „dosłuchany” był każdy element partytury. Dyrygent bardzo dobrze współpracował z tancerzami, orkiestra stanowiła z nimi jedność. Bardzo dobrze też pokreślony został „hiszpański” charakter interpretowanej muzyki. I choć tu i ówdzie unisony w kwintecie smyczkowym nie współbrzmiały idealnie, to przecież słuchałam tej orkiestry z dużą przyjemnością. Partię solową w „El Amor Brujo” pięknie – jak zawsze – śpiewała Anna Lubańska. Szkoda tylko że przez niefortunne usytuowania śpiewaczki nisko w kanale orkiestrowym jej bogaty, jakby stworzony do hiszpańskich pieśni głos nie brzmiał tak wyraziście jak powinien. Ale to można łatwo poprawić.
Dodaj komentarz