Kolejny koncert odbywający się w ramach II Festiwalu „Szymanowski – Polska – Świat” wzbudzał szczególną ciekawość której źródłem były: repertuar i wykonawcy. Program koncertu zawierał tym razem tylko utwory patrona festiwalu: Pieśni miłosne Hafiza op. 26 i II Symfonię B-dur op. 19. Cykl ośmiu pieśni z orkiestrą wykorzystujących parafrazy perskich liryków Hafiza z Shirazu na naszej estradzie pojawia się okazjonalnie, tym razem śpiewała je Ewa Tracz, obdarzona pięknym sopranem laureatka wielu konkursów, absolwentka katowickiej Akademii Muzycznej, umiejętnie budująca swą międzynarodową karierę. Wczoraj na estradzie Filharmonii Krakowskiej partnerował jej z orkiestrą Alexander Humala, od bieżącego sezonu dyrektor artystyczny naszej filharmonii. Prezentacja Pieśni Hafiza pozostawiła jednak niedosyt. Właściwie tylko trzy z ośmiu pieśni wywołały we mnie jakiś oddźwięk, jakieś przeżycie: to żywiołowe Taniec i Pieśń pijacka oraz zadumany Grób Hafiza. Pozostałe pozbawione były tego, co w nich najważniejsze – klimatu Orientu, poetyckości, pewnego niedopowiedzenia, wyrafinowania barw. Poszczególne pieśni były szalenie realne, jeśli nawet rodził się chwilami jakiś nastrój, to ginął z ostatnią nutą, gdy artystka pomiędzy poszczególnymi pieśniami bardzo „prywatnie” układała sobie sobie nuty na pulpicie lub odświeżała gardło wodą. A co do barw… znacznie bardziej niż orkiestra błyszczała na estradzie suknia śpiewaczki.
Znacznie częściej niż Miłosne pieśni Hafiza gości na filharmonicznej estradzie II Symfonia B-dur, ale tym razem słuchaliśmy jej w innej niż zazwyczaj postaci, bo w wersji pierwotnej, czyli z dwiema wariacjami usuniętymi niegdyś najpierw przez Pierre’a Monteux w bostońskiej i nowojorskiej prezentacji dzieła, a potem przez Grzegorza Fitelberga, który dokonane przez siebie skróty uczynił obowiązującymi. Słuchając wczoraj II Symfonii w oryginalnej wersji zastanawiałam się jak mogliśmy się z tymi ingerencjami godzić, bo dwie przywrócone wariacje wydawały mi się po prostu konieczne, szczególnie wariacja poprzedzająca finał. Całość pod batutą Alexandra Humali brzmiała wczoraj interesująco, choć w finale nie wszędzie udało się dyrygentowi utrzymać precyzję rytmiczną, a co za tym idzie tok narracji i budowanie napięcia dramatycznego bywało chwilami zakłócone.
Dodaj komentarz