Sobotnia prezentacja VIII Symfonii c-moll Antona Brucknera w sali Filharmonii Krakowskiej zakończyła się owacją na stojąco. Coraz częściej tak właśnie dziękujemy naszym filharmonikom za muzyczne wrażenia. Są ku temu powody. Odmłodzona orkiestra prezentuje co tydzień świetną formę. Dawno nie pamiętam tak wyrównanego jej poziomu. Ale w sobotę standing ovation miała szczególne znaczenie. Dziękowaliśmy bowiem dyrygentowi i orkiestrze za poruszającą interpretację najpotężniejszego dzieła Antona Brucknera, którego 140. rocznicę urodzin obchodziliśmy w tym roku.
Nie pamiętam kiedy wcześniej w filharmonicznej sali rozbrzmiewała VIII Symfonia c-moll Antona Brucknera. Nie dziwota, bo to dzieło stawiające przed wykonawcami bardzo trudne wyzwania. Blisko półtorej godziny muzyki wymagającej zwiększonej obsady instrumentalnej (m.in. osiem waltorni, cztery tuby wagnerowskie) niesie olbrzymi ładunek emocji, której nie każdy dyrygent potrafi sprostać. Nie mówię już o trudnościach samej partytury. Tym razem z potężnym dziełem postanowił zmierzyć się José Maria Florêncio prowadząc je – co ważne – z pamięci. Wysłuchałam sobotniego wykonania.
Dyrygent znakomicie zaprojektował i zrealizował przebieg dramatyczny zarówno poszczególnych części jak i całego dzieła. Starannie i w przemyślany sposób budował kolejne kulminacje, pięknie modelował szerokie, melodyjne tematy. W takiej interpretacji podążając za muzyczną narracją nie czuło się upływu czasu. Szczególnie urzekło mnie Adagio, które pod ręką brazylijsko-polskiego dyrygenta miało i wręcz niebiańskie rozjaśnienia, i mroczne, dramatyczne kulminacje. A orkiestra podążała za dyrygentem jak zespolona z nim myślą i sercem. Tej prezentacji nie da się zapomnieć.
Dodaj komentarz