Urodzony w 1878 roku, a więc 145 lat temu, Franz Schreker należy do grupy kompozytorów prawie u nas nieznanych, choć jego dorobek twórczy jest imponujący, a i zasługi jako dyrygent i pedagog ma niemałe. Do jego uczniów należał m.in. Artur Rodziński. Wczoraj Intermezzo op. 8 na smyczki Schrekera otwarło kolejny koncert Sinfonietty Cracovii z cyklu „Gwiazdy z Sinfoniettą”. Jedną z gwiazd był dyrygent Andreas Ottensamer. 34-letni artysta, podobnie jak Franz Schreker, związany jest z Wiedniem i Berlinem. Od dwunastu lat jest klarnecistą Berlińskich Filharmoników, od trzech udanie rozwija karierę dyrygencką. Jest kapelmistrzem uważnym i wrażliwym, cyzelującym każdy szczegół, i spontanicznym zarazem. Ma charyzmę mobilizującą i muzyków orkiestry i publiczność. Wczoraj poprowadził program zróżnicowany stylistycznie, co tym bardziej uwydatniło jego artystyczne walory. Klamra koncertu była późnoromantyczna, bo w takiej estetyce mieściło się i utrzymane w mahlerowskim stylu wspomniane Intermezzo Schrekera, i Serenada E-dur na smyczki Antonina Dvořáka. Szczególnie ujęła mnie interpretacja Serenady, w której była i słowiańska rozlewność, i wiedeńska lekkość (walc dosłownie unosił się w powietrzu), i powaga romantycznego uczucia.
W tej klamrze zamknięte zostały: I Koncert na róg KV 412 Mozarta, jeden z ostatnich utworów kompozytora ukończony podobnie jak Requiem przez Süssmayra, i II Symfonia Artura Honeggera. W Koncercie zabłysła druga gwiazda – niemiecki waltornista Paolo Mendes grający lekko pięknym, zróżnicowanym dynamicznie dźwiękiem. Trzecią „gwiazdą” wczorajszego wieczoru była dla mnie II Symfonia Honeggera na smyczki i trąbkę. To niewielkie rozmiarami acz znaczące dzieło rzadko gości na naszych estradach przyćmione pozostałymi symfoniami twórcy. A przecież ze wszech miar zasługuje na uwagę. Powstałe w czasie wojny, łączy klasyczny, niemal mozartowski umiar i przejrzystość formy z powściągliwą, ale głęboką zarazem emocją. W dzisiejszych czasach wyzierające z muzyki Honeggera smutek i niepewność mają szczególne znaczenie. A zaintonowany w finale przez trąbkę (grał na niej Ostap Popovych) chorał dawał nutę optymizmu i nadziei tak wszystkim potrzebnej.
I wreszcie „gwiazdą” była wczoraj sama Sinfonietta Cracovia świetnie współpracująca z dyrygentem. To był piękny muzyczny wieczór z uroczym zakończeniem, bo sprowokowany rzęsistymi oklaskami Andreas Ottensamer zaprezentował się także jako wybitny klarnecista grając wraz z zespołem transkrypcję jednej z Pieśni bez słów Mendelssohna. Zarówno jako dyrygenta jak i jako klarnecistę koniecznie chce go widzieć i słyszeć na naszej estradzie.
Dodaj komentarz