FESTIWAL 4 TRADYCJI

Dwa koncerty w ramach drugiej edycji festiwalu 4 Tradycji organizowanego przez Filharmonię Krakowską. Oba bardzo ciekawe, bo przynoszące muzykę prawie nieznaną. W piątek Alexander Humala poprowadził z chórem Filharmonii Krakowskiej i solistami „Mszę chorwacką” Borisa Papandopulo, jednego z najwybitniejszych kompozytorów chorwackich XX wieku, napisaną do tekstu rzymskiego ordinarium missae przetłumaczonego na język chorwacki.
„Msza chorwacka” to potężne dzieło, z rozbudowanymi częściami skrajnymi: „Gospode, pomiluj” (Kyrie) i „Jaganjče Božji” (Agnus Dei), wzbudzające ciekawość oryginalnym językiem muzycznym, w którym kompozytor udanie połączył dwie tradycje: zachodnią i wschodnią. Emocjonalność tej muzyki, oryginalne figuracje, użycie głosów solowych na tle chóru, pewne pochody harmoniczne, głębokie basy w chórze wykazują silne wpływy muzyki cerkiewnej. A przy tym słuchamy regularnej polifonii i w większości tradycyjnej harmoniki dur-moll. Tworzy to jedyny w swoim rodzaju, ciekawy świat dźwiękowy dowodzący jak wymieszana jest kultura krajów bałkańskich.
Filharmoniczny chór przygotowany przez Piotra Piwko, pod wodzą Alexandra Humali oddał urok tej oryginalnej muzyki. W trudnych, bo wykorzystujących często skrajne rejestry głosów śpiewaczych, wystąpili: Magdalena Drozd – sopran, Kamila Paciorkowska – alt, Tomasz Świerczek – tenor i Paweł Szarpak – bas, na co dzień artyści Chóru Filharmonii Krakowskiej.
W sobotę pod dyrekcją Przemysława Neumanna, dyrektora Filharmonii Opolskiej, słuchaliśmy zgrabnych „Wariacji e-moll na temat własny” Zygmunta Noskowskiego, II Koncertu skrzypcowego D-dur Emila Młynarskiego, w którym niełatwą partię solową zagrał z polotem Paweł Wajrak, koncertmistrz naszej Filharmonii, oraz I Symfonii g-moll op. 8 Witolda Maliszewskiego, a więc kompozytorów tworzących na przełomie XIX i XX w. lub w pierwszych dziesiątkach lat ubiegłego stulecia. Muzyka polska wiele im zawdzięcza, bo na różnych polach walczyli o nią w trudnych czasach, ale organizatorzy koncertów odesłali ich twórczość do lamusa. Na szczęście dziś powoli powracają.
Wczoraj szczególnie ciekawie zabrzmiały utwory Młynarskiego i Maliszewskiego. Obaj urodzeni pod zaborem rosyjskim studiami i początkiem działalności związani byli z Petersburgiem i Odessą. W ich muzyce, w samym rzemiośle kompozytorskim słychać dobrą rosyjską szkołę (obaj byli uczniami Rimskiego-Korsakowa) i sporo talentu. A że bliżej im w motywach muzycznych do ukraińskich kołomyjek niż mazurkowych rytmów i do tradycji Czajkowskiego a nie Chopina to zrozumiałe, bo tym nasiąkali za młodu. W każdym razie pozostawili nam kawał dobrej muzyki, która zaprzecza obiegowemu twierdzeniu o muzycznej pustce w polskiej literaturze muzycznej tamtych lat. A że nie byli nowatorami? A musieli być?

1 Komentarz

  1. W 100% mnie zaciekawił Twój artykuł. Chociaż jestem kompletnym laikiem w temacie, to mam nadzieję przeczytać więcej takich wpisów. Zabieram się do czytania i coś czuję, że się nie zawiodę!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*