Filharmonia im. K. Szymanowskiego rozpoczęła 80. sezon artystyczny i trzeba powiedzieć, że rozpoczęła spektakularnie. W sobotę w wypełnionej po brzegi sali pod batutą Alexandra Humali słuchaliśmy muzyki baletowej dwóch równolatków. Igor Strawiński i Karol Szymanowski urodzili się bowiem tego samego 1882 roku. I choć różne były ich drogi życiowe i bliskie im estetyki, zaprezentowane w sobotę ich utwory połączyła jedna nić. Oba odwoływały się do pierwotnych wierzeń i rytuałów. W sobotę słuchaliśmy bowiem „Święta wiosny” Strawińskiego i „Harnasiów” Szymanowskiego.
„Święto wiosny” to chyba najtrudniejsza do realizacji partytura rosyjskiego mistrza, stąd rzadka jej obecność w salach koncertowych. Pamiętam kilka krakowskich wykonań i każde z nich nie było w pełni zadowalające. Tymczasem wczoraj obcowaliśmy z interpretacją porywającą. Alexander Humala od pierwszej nuty wprowadził orkiestrę i słuchaczy w trans wywołany uporczywie zmieniającym się, wyrazistym rytmem. Tylko transem tłumaczyć sobie mogę to całkowite podporządkowanie się muzyków dyrygentowi, to idealne współdziałanie rytmiczne, powodujące że akordy były ostre jak nóż. W tej jedności dyrygent bardzo dobrze budował napięcie dramatyczne, falujące i narastające przez blisko czterdzieści minut do aż orgiastycznego finału. Nigdy dotąd w naszej filharmonicznej sali nie słyszałam tak wybornej interpretacji dzieła Strawińskiego i – przyznam się – nie spodziewałam się że nasza orkiestra ma takie rzemiosło. Nic więc dziwnego, że długie brawa zakończyły się standing ovations.
Po przerwie otrzymaliśmy równie ciekawą i piękną interpretację „Harnasiów’, w której impresjonistyczna delikatna malarskość dźwiękowa kontrastowała ale i pięknie współgrała z prymitywną wręcz energią i zapamiętaniem góralskiego tańca i śpiewu (wybornie brzmiący chór przygotował Piotr Piwko). Solo tenorowe interpretował Andrzej Lampert. Przed ośmiu laty po raz pierwszy śpiewał tę partię i czynił to ze wspaniałą muzykalnością, ale i nieco ostrożnie zarazem, nie odwołując się do góralszczyzny. Tym razem artysta umiejętnie połączył pięknie brzmiący głos śpiewaczy z cechami „białego” śpiewu góralskiego. Tę „góralskość” podkreślił jeszcze strojem. Nie był jedynym góralem na estradzie. Stanęli na niej także członkowie kapeli góralskiej: Jan Karpiel-Bułecka, Bartosz Łukaszczyk-Zbójnik, Bartłomiej Łowisz i Bartłomiej Kudasik. Od jakiegoś czasu panuje bowiem zwyczaj łączenia muzyki Szymanowskiego z góralskimi nutami „in crudo”. I z tym mam problem. To jest dla mnie łączenie dwóch zupełnie różnych światów, co wyraźnie wczoraj odczuwałam. Jestem admiratorem autentycznej muzyki góralskiej, doceniam kunszt grających wczoraj muzyków. Ale zderzenie ludowego konkretu z przepysznym i delikatnym malarstwem dźwiękowym wstępu do „Harnasiów” było po prostu bolesne.
Nie zmienia to faktu, że wczorajsza inauguracja była ze wszech miar udana. Oby taki był cały sezon i jubileuszowy rok. I oby decydenci zrozumieli, że tak dobremu zespołowi należy się po osiemdziesięciu latach wiernej służby krakowskiej, małopolskiej i polskiej kulturze nareszcie własny dom!
Dodaj komentarz