W Krakowie sezon artystyczny rozkręca się na dobre. Trzeba wybierać z jakiej oferty muzycznej skorzystać. W niedzielę musiałam wybierać pomiędzy koncertem Cracow Singers a inauguracją sezonu artystycznego Sinfonietty Cracovii. Na szczęście krakowscy śpiewacy rozpoczynali swój występ o godzinę wcześniej niż orkiestra, więc posłuchałam choć części ich koncertu. A był to koncert nie byle jaki bo jubileuszowy. Cracow Singers mają już dziesięć lat. Niezmiennie podziwiam ten zespół prowadzony przez Karola Kusza i Katarzynę Freiwald za kulturę brzmienia, muzykalność, pracowitość i poszukiwania programowe. Wczoraj w krakowskim kościele p/w Przemienienia Pańskiego krakowscy śpiewacy zaprezentowali bogaty program od motetu „Ego flos campi” Clemensa non Papy po „O gloriosa Virginum” Krzysztofa Pendereckiego. Z tego, co słyszałam, ujął mnie pięknie brzmiący w świątyni księży pijarów motet Monteverdiego „Adoramus te, Christe”. A ponieważ był to koncert jubileuszowy, nie brakło okolicznościowych adresów od władz miasta i województwa oraz dowcipnych wierszowanych życzeń dalszego rozwoju od przedstawiciela chóru Filharmonii Krakowskiej (z radością dołączam się do tych życzeń!). Znalazły się też prezenty muzyczne z którymi wystąpił duet „afraH & telF” czyli Katarzyna Zabielska – harfa i Joanna Tabaczek-Socha – flet. „Medytacja” Julesa Masseneta w wykonaniu duetu dobrze wpisywała się w motto koncertu który zaplanowano jako „seans wytchnienia, harmonii i piękna!”
Przedłużeniem tego seansu był „Landscape” Andrzeja Panufnika, którym to utworem Sinfonietta Cracovias pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak rozpoczęła koncert w sali Filharmonii otwierając swój jubileuszowy, trzydziesty sezon artystyczny. Artyści przedstawili interpretację pełną delikatnych barw, trzymającą w napięciu, świadczącą o dużej wrażliwości zespołu. Po tym pięknym wstępie zabrzmiał II Koncert fortepianowy B-dur Ludwiga van Beethovena. Partię solową grała Aleksandra Świgut. Tę interpretację przyjęłam z mieszanymi uczuciami. Aleksandra Świgut jest pianistką wrażliwą, o olbrzymich możliwościach technicznych i wyrazowych. Ale za każdym razem gdy słucham jej gry odnoszę wrażenie, że nie selekcjonuje używanych środków wykonawczych starając się zaprezentować wszelkie swe walory. I wydaje mi się, że w tym nadmiarze gubi się gdzieś szczerość artystyczna i jedność stylistyczna interpretacji. Tak też było i wczoraj co uwydatniło się tym bardziej, że – w przeciwieństwie do brzmienia fortepianu – tutti orkiestrowe było w tym wczesnym Beethovenie ciężkie i hałaśliwe. Gdzie się podziało szlachetne, soczyste forte Sinfonietty Cracovii? Humor poprawiła mi po przerwie interpretacja Kwartetu smyczkowego d-moll „Śmierć i dziewczyna” Franza Schuberta w transkrypcji na orkiestrę smyczkową Gustawa Mahlera. Było w niej wiele wrażliwości i piękna, nie mówiąc o wirtuozerii.
Dodaj komentarz