Piękny wieczór pieśni Władysława Żeleńskiego w Domu Matejki w ramach 5. Krakowskiego Salonu Muzycznego dzięki interpretacjom dwóch par artystów: barytona Łukasza Hajduczeni i pianistki Katarzyny Ewy Sokołowskiej oraz tenora Karola Kozłowskiego i pianisty Mischy Kozłowskiego (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa, bo to bracia). Pianista w pieśniach Żeleńskiego jest bowiem równie ważny co śpiewak, w partii fortepianu wyrazowo i tematycznie dzieje się wiele tym bardziej że w większości te liryki (przynajmniej te prezentowane wczoraj) nie są typowymi pieśniami zwrotkowymi, a linia melodyczna i partia fortepianu swobodnie podążają za tekstem. I to właśnie fortepianowi kompozytor niejednokrotnie powierza malowanie nastroju, budowanie dramatyzmu danego utworu. Ale oczywiście narracja tekstowa leży „w rękach” (a raczej w krtaniach) śpiewaków.
Zarówno Karol Kozłowski jak i Łukasz Hajduczenia (obdarzeni pięknymi głosami) dzięki swej wrażliwości i doskonałemu warsztatowi są predestynowani do uprawiania wokalnej kameralistyki. Wczoraj doskonale współpracując z pianistami z każdej pieśni potrafili uczynić scenę dramatyczną. To był prawdziwy „teatr pieśni”, wyrazisty, zróżnicowany w emocji i ekspresji. Podkreślić należy, że każdy wyraz, każda sylaba została w pełni przekazana słuchaczowi, co w pieśniach Żeleńskiego wcale nie jest takie oczywiste.
Przed laty, po śmierci Andrzeja Hiolskiego martwiliśmy się, że nie ma następców, którzy potrafiliby tak jak on interpretować pieśni. Były to przedwczesne zmartwienia. Wczorajszy koncert był dowodem że następcy się znaleźli.
Dodaj komentarz