Jak zawsze na wiosnę, w ostatnich tygodniach „wysyp” rozmaitych imprez, także koncertów. Tak też było w ubiegłym tygodniu. W ramach odbywającego się już po raz trzydziesty szósty Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów, organizowanego przez Krakowski Oddział Związku Kompozytorów Polskich, miniona środa poświęcona była Jerzemu Stankiewiczowi. Ten znany nie tylko w Krakowie i w Polce ale i na świecie muzykolog, wilnianin od lat osiadły pod Wawelem, m.in. doktor honoris causa uczelni muzycznych we Lwowie i Kijowie, honorowy obywatel miasta Toul oraz kawaler Orderu Narodowego Legii Honorowej, obchodził 80. rocznicę urodzin i 50-lecie pracy twórczej. Wymienić wszystkich jego zasług dla kultury nie tylko muzycznej nie sposób. Powiem więc jedynie, że jego wiedza o Olivierze Messiaenie, jego czasach i otoczeniu, wprawia w zawstydzenie samych Francuzów, że przywrócił naszej świadomości postać Konstantego Regameya i jego ojca Konstantego Kazimierza, kompozytorów niesłusznie zapomnianych. To on przed laty nadał właściwą postać krakowskiemu przeglądowi dorobku rodzimych twórców czyniąc z niego liczący się w świecie festiwal nowej muzyki (po wieloletniej jego dyrekcji kontynuuje i rozwija jego dzieło obecny prezes Krakowskiego Oddziału ZKP prof. dr hab. Marcel Chyrzyński). Nic więc dziwnego, że w bardzo interesującym wykonawczo wieczornym koncercie Sonami Piano Duo czyli Justyny Piękoś i Piotra Kędzierskiego wśród ciekawie zestawionych utworów Messiaena, Runczaka, Czaplowskiego, Grendy i Kagela nie zabrakło kompozycji dedykowanych Jubilatowi: „Medytacji II” Krzysztofa Kostrzewy i „Skoromovek” Bogdana Krywopusta. Wcześniej mogliśmy oglądać okolicznościową wystawę dokumentującą dorobek Jubilata. Miałam też zaszczyt poprowadzenia spotkania z Jerzym Stankiewiczem. I jak zawsze brakło czasu by wyczerpać temat.
Dwa dni później, w piątek, we Floriance odbył się także koncert jubileuszowy. Tym razem 70. rocznicę urodzin i 40-lecie pracy pedagogicznej obchodził prof. Andrzej Pikul, pianista znany z licznych koncertów i mentor wielu pianistów nie tylko polskich. Mogliśmy ich posłuchać w sobotę, bo we Floriance zorganizowali maraton pianistyczny. Natomiast w piątek swoją sztuką solistyczną i kameralną podzielił się z nami Jubilat. W pierwszej części wieczoru grał utwory Ginastery, Chopina i Liszta. W drugiej – wraz z zaproszonymi artystami: Anną Dębowską-Jaroszek (fortepian), Katarzyną Oleś-Blachą (sopran), Sylwią Olszyńską (sopran), Katarzyną Suską (mezzosopran), Wiktorią Zawistowską (mezzosopran) i Pawłem Calem (waltornia) – zaprezentował utwory Barbera, Brahmsa, Poulenca, Schuberta, Schumanna kończąc wieczór dowcipnym „Marszem-Galopem” Laviniaka na 8 rąk brawurowo zagranym ze swoimi wychowankami: Piotrem Kowalem, Radosławem Goździkowskim i Mateuszem Zubikiem. Cóż, formy pianistycznej Jubilatowi niejeden artysta mógłby tylko pozazdrościć. O pracy pedagogicznej najlepiej zaświadczył tłum jego wychowanków, jaki pojawił się na estradzie po koncercie i atmosfera ciepła, jaka towarzyszyła temu pięknemu wieczorowi.
Omawiam wydarzenia chronologicznie, więc pora na Filharmonię im. K. Szymanowskiego. W piątek i w sobotę świętowała ona 20-lecie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Świętowała oczywiście IX Symfonią Beethovena. Wcześniej zabrzmiał psalm „Beatus vir” Henryka Mikołaja Góreckiego. Koncert poprowadził Alexander Humala. Partię solową w psalmie Góreckiego interpretował Mariusz Godlewski. Filharmoniczny chór mieszany przygotował Piotr Piwko. Czterdzieści pięć lat temu byłam w bazylice oo. Franciszkanów na prawykonaniu utworu w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny. Psalm wykonywały wówczas zespoły naszej Filharmonii pod dyrekcją kompozytora. W partii solowej słuchaliśmy Jerzego Mechlińskiego. Muzyka Góreckiego w tamtych warunkach akustycznych i emocjonalnych wywoływała niemal mistyczne doznania nigdy potem nie doświadczane w sali koncertowej w czasie prezentacji tego utworu. W sobotę artyści stworzyli jednak tak poważną, modlitewno-błagalną aurę, tak potrafili utrzymać emocjonalne i ekspresyjne napięcie, że przywołali atmosferę tamtego wieczoru. Sobotnia interpretacja „Beatus vir” była prawdziwie poruszająca.
Prezentacja IX Symfonii Beethovena była – jak wcześniej zapowiedział dyrektor Filharmonii Mateusz Prendota – wydarzeniem zarówno muzycznym jak i społecznym. W myśl finału, („alle Menschen werden Brüder”) na estradzie „zbratali się” członkowie wszystkich chórów działających w i przy instytucji, a więc oprócz wspomnianego chóru mieszanego Chór Społeczny (przygotowanie Marcin Wróbel), Chór Chłopięcy i Dziewczęcy (przygotowanie Lidia Matynian) i Ukraiński Chór Dziecięcy (przygotowanie Olena Radko). Ten blisko dwustuosobowy chór brzmiał w sobotę jak jeden instrument.
Alexander Humala bardzo dobrze rozłożył napięcia dramatyczne i w poszczególnych częściach Symfonii d-moll i w całości dzieła odpowiednio przygotowując finałową kulminację. Jedynie pierwsze Allegro ma non troppo e un poco maestoso wydało mi się zbyt „maestoso”. Ale Molto vivace miało już odpowiednią energię pędu naprzód, Adagio molto e cantabile było pięknie wyśpiewaną pieśnią, a finał trzymał w napięciu od pierwszego dysonansowego akordu. Beethoven w finale ważną rolę wyznaczył kwartetowi solistów. I tu od pierwszego „O Freunde” zaintonowanego przez Yurija Yurchuka wiadomo było, że stojący na estradzie Filharmonii kwartet świetnie podoła temu zadaniu. Iwona Sobotka (Polska), Anne-Lise Polchlopek (Francja, choć chyba o polskich korzeniach), Benjamin Bruns (Niemcy) i wspomniany Yurij Yurchuk (Wielka Brytania, pochodzenia ukraińskiego) stworzyli bardzo dobry ensemble. W sumie ta IX Symfonia pozostanie w pamięci.
I na koniec na pozór skromny, ale jakże ważny niedzielny koncert w salonie Stefańskich przy ul. Garncarskiej. Prof. Elżbieta Stefańska prezentowała tym razem muzyczny narybek: finalistów i laureatów młodzieżowych konkursów muzycznych w zakopiańskiej Atmie i w Żaganiu. Proszę zapamiętać nazwiska Zuzanny Wojdak – fortepian oraz gitarzystów: Jakuba Chachury i Jana Szałęgi. Za kilka lat będzie o nich głośno!
Dodaj komentarz