BRAHMS – MENDELSSOHN – SCHUMANN

„Uwertura akademicka” Brahmsa nie ma szczęścia do dyrygentów. Najczęściej traktują ją poważnie – jak to Brahmsa – nie dostrzegając lekkości i dowcipu jakie kompozytor zawarł w swej muzyce. Wszak mówił o niej że to „wesołe potpourri piosenek studenckich”. Na szczęście wczoraj w sali Filharmonii George Tchitchinadze prowadząc naszą filharmoniczną orkiestrę podkreślił właśnie te atuty Brahmsowskiej muzyki, jej barwność i zmienność charakteru (powagi też nie zabrakło), sprawiając tym wiele radości melomanom.
Jeszcze nie zatarł się nam w pamięci finał II Międzynarodowego Festiwalu Duetów Fortepianowych w czasie którego zabrzmiał Koncert na dwa fortepiany E-dur Mendelssohna w wykonaniu japońskiej pary wyróżnionej potem I nagrodą. Bylo więc pole do porównań, bo wczoraj ten sam koncert grał Reverie Piano Duo czyli Rozalia Kierc i Maria Moliszewska (wychowanki prof. Stefana Wojtasa), zwyciężczynie pierwszej edycji wspomnianego Konkursu. Inne solistki, inny dyrygent i inna interpretacja. Wczorajszy Koncert E-dur Mendelssohna był tyleż klasyczny, niemal haydnowski, co romantyczny. Środkowa część była prawdziwą „pieśnią bez słów”. Artystki cudownie się dopełniały cyzelując każdy szczegół partytury Mendelssohna, a dyrygent z orkiestrą byli wrażliwymi partnerami. Na bis otrzymaliśmy Wariacje na temat Paganiniego opracowane niegdyś przez Witolda Lutosławskiego na potrzeby jego duetu z Andrzejem Panufnikiem. I ten utwór zabrzmiał tak inaczej niż zazwyczaj, z takim temperamentem, wyczuciem swingu i harmoniczną ostrością, że musiałam się upewnić, czy to naprawdę Lutosławski.
Po przerwie usłyszeliśmy II Symfonię C-dur Roberta Schumanna. Z wyjątkiem niefortunnego pierwszego akordu instrumentów dętych otrzymaliśmy prawdziwą kreację artystyczną łączącą precyzję z romantyczną spontanicznością. A Adagio espressivo było po prostu niebiańskie!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*