Koncerty sylwestrowo-noworoczne są wyzwaniem dla wykonawców. Na pozór walce, polki i marsze Straussów oraz fragmenty najsłynniejszych operetek – a z tego z reguły składa się program takich koncertów – to repertuar łatwy i przyjemny. Owszem, ale dla słuchaczów, nie dla wykonawców. W tym repertuarze bardzo łatwo przekroczyć cienką granicę dzielącą prawdziwe muzykowanie od chałtury także dlatego, że te programy są zazwyczaj kilkakrotnie powtarzane. Byłam świadkiem wielu tego typu koncertów nieudanych przez brak należytego zaangażowania, rutynę, bądź brak należytych umiejętności występujących artystów. Bo tego typu repertuar trzeba umieć dyrygować, śpiewać i grać.
Te uwagi nie odnoszą się do wczorajszego noworocznego koncertu w gmachu Filharmonii (o godz. 15.00, bo był jeszcze powtórzony o 18.00). Grała z pełnym zaangażowaniem i ładnym dźwiękiem filharmoniczna orkiestra. Dyrygował Tomasz Tokarczyk, szef muzyczny naszej Opery, czyli specjalista od takiego repertuaru. Czuło się że dobrze mu się pracuje z orkiestrą, więc pięknie „dosmaczał” straussowskie walce i polki. No i śpiewali wyborni artyści: Katarzyna Mackiewicz – sopran i Andrzej Lampert – tenor. Ona jest pierwszą primadonną Teatru Komedii Muzycznej w Sankt Petersburgu. Ma bogaty w barwie, bardzo dobrze prowadzony głos, piękną postawę, urodę, temperament, słowem wszystkie atuty by zachwycać. On był ozdobą krakowskiej sceny operowej, dziś pracuje w Operze Śląskiej, występuje na polskich i austriackich scenach i estradach. Razem byli świetną parą. Prezentując arie i duety z operetek Lehara i Kalmana bawili się dobrze, a my razem z nimi. Dawno tak miło nie wchodziłam w Nowy Rok.
Dodaj komentarz