27. edycję Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena zainaugurowała wczoraj w sali Filharmonii Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod dyrekcją swego pierwszego gościnnego dyrygenta Jean-Luca Tingaud. Nie chce się wierzyć, że już tyle lat minęło od chwili gdy Elżbieta Penderecka, inicjatorka i niezmiennie dyrektor generalna Festiwalu, witała gości na pierwszym koncercie nowo powstałej imprezy. Czy przypuszczaliśmy, że festiwal będzie tak pięknie trwać i rozwijać się nieustannie?
Nie chce się też wierzyć, że Orkiestra Akademii Beethovenowskiej ma już dwadzieścia lat. I znów, pamiętam jeden z pierwszych koncertów młodych muzyków w Sali Hołdu Pruskiego (tak się wówczas zwała dzisiejsza Sala Siemiradzkiego) w Sukiennicach. Porywali entuzjazmem. W drukowanym programie czwartkowego wieczoru znalazłam fragment mojej relacji z jednego z koncertów Orkiestry. Przed sześcioma laty pisałam: :Ten zespół gra, jakby grał o wszystko”. Mogłabym to powtórzyć po wczorajszym koncercie, choć ta pasja i energia miała wczoraj nie tylko pozytywne rezultaty. Ale po kolei…
Jean-Luc Tingaud, niegdyś częsty bywalec na krakowskiej estradzie, tym razem rozmieścił muzyków w nietypowy sposób. Obie sekcje skrzypiec umieścił po swoich bokach, co bywa częste. Nietypowe natomiast było wysunięcie na pierwszy plan siedzących centralnie instrumentów dętych drewnianych i otoczenie ich wiolonczelami i altówkami. Kontrabasy stanęły też niemal frontalnie mając po bokach waltornie oraz kotły i trąbki. Takie ustawienie dało ciekawy efekt. Z jednej strony przyczyniło się do lepszego balansu brzmienia poszczególnych grup instrumentalnych, z drugiej zapewniło selektywność dźwięku.
Między innymi to sprawiło że Uwertura do opery „Woziwoda” Luigiego Cherubiniego w wykonaniu orkiestry pod batutą francuskiego dyrygenta była klasycznie lekka, pełna blasku i emocji zarazem. Podobnie ładnie zabrzmiał akompaniament w Koncercie fortepianowym f-moll Fryderyka Chopina. Partie solową grał Łukasz Krupiński, laureat międzynarodowych konkursów pianistycznych w Niemczech, finalista konkursu w Bolzano i półfinalista Konkursu Chopinowskiego w 2015 roku. To artysta wrażliwy, mający wiele do powiedzenia. Niedosyt pozostawił jednak jego gatunek dźwięku. Wprawdzie początkowo podobało mi się to delikatne, okrągłe brzmienie fortepianu, ale w całości zabrakło mi należytego zróżnicowania dynamicznego.
Po przerwie zabrzmiała VII Symfonia A-dur op. 92 Beethovena, jedno z najwspanialszych dzieł patrona festiwalu. Nosi miano „apoteozy tańca”, bo rytm wydaje się w tej Symfonii elementem nadrzędnym. A przy tym podziwiać można w tym dziele kunszt kompozytorski Beethovena. Allegretto – część druga symfonii – jest po prostu genialna i wczoraj wykonawcy tę genialność podkreślili. Ale sztuką w interpretacji Symfonii A-dur jest takie rozplanowanie emocji i ekspresji, by każda z szybkich części była ich narastaniem aż do orgiastycznego wręcz finału. Nie ma lepszego zespołu do realizacji takiego zadania jak Orkiestra Akademii Beethovenowskiej z jej pasją i energią. Rzecz jednak w tym, że Jean-Luc Tingaud już pierwsze Vivace poprowadził z emocją ostateczną. Trudno więc było potem wydobyć z orkiestry jeszcze więcej.
Dodaj komentarz