Jan Nepomucen Maklakiewicz, organista w Mszczonowie, miał ze swą żoną Rozalią z Izbickich trzynaścioro utalentowanych dzieci. Ojciec nie odwodził ich od muzyki, ale wymagał by posiadały również jakiś „normalny” zawód. I tak Ładysław, późniejszy ojciec słynnego aktora Zdzisława Maklakiewicza, grał na altówce, wiolonczeli i kontrabasie, ale ukończył Wyższą Szkołę Handlową i pracował w „Orbisie”, Tadeusz ukończył z wyróżnieniem kompozycję u Kazimierza Sikorskiego, ale skończył też prawo na UJ i często korzystał z prawniczej wiedzy zasiadając we władzach warszawskiej uczelni muzycznej i różnych stowarzyszeń twórczych, m.in. ZAiKS. Trzech synów dobrze zapisało się w historii polskiej kompozycji. Prócz wspomnianego Tadeusza – najmłodszego z trzynastki – także Franciszek świetnie się zapowiadający ale zmarły w wyniku ran odniesionych we wrześniu 1939 w wieku 24 lat. Co więcej, większość jego rękopisów spaliła się w wyniku działań wojennych. Najsłynniejszym był pierworodny – Jan Adam wykształcony w Warszawie i w Paryżu, m.in. dyrektor Filharmonii Krakowskiej i Filharmonii Narodowej.
Wczoraj o bogatej historii rodziny opowiadała w czasie filharmonicznego koncertu Joanna Maklakiewicz, pianistka, córka Tadeusza, która dba o przywrócenie melomanom zapomnianej nieco twórczości braci Maklakiewiczów. Dzięki jej staraniom w ubiegłym roku nagrana i wydana została płyta zatytułowana „Saga rodu. Pieśni braci Franciszka, Jana i Tadeusza Maklakiewiczów”. Piątkowy koncert był promocją tej płyty. Pieśni z towarzyszeniem Joanny Maklakiewicz śpiewali Olga Pasiecznik – sopran i Krzysztof Szumański – baryton.
Czy można znaleźć jakiś rys wspólny w twórczości braci? Żyli w różnych epokach. Pomiędzy Janem a Tadeuszem było 23 lata różnicy. Wspólne było osadzenie w tradycji. W przypadku pieśni w tradycji późnoromantycznej wyraźnej szczególnie w twórczości Franciszka i w „Trzech wokalizach” Jana. Ale jednocześnie podziwiać można było bardzo oryginalny język muzyczny w „Czterech pieśniach japońskich” Jana Maklakiewicza rysowanych dźwiękiem cienką kreską, jak japońskie grafiki. W interpretacji Olgi Pasiecznik mieniły się one barwami jak prawdziwe klejnoty. Inny muzyczny świat odsłoniły pieśni Tadeusza, szczególnie „Pieśni tęsknoty” pisane do wierszy Kasprowicza, z ogromną ekspresją śpiewane przez Krzysztofa Szumańskiego. Ten koncert był zanurzeniem w nieznany świat polskiej muzyki może nie bardzo odkrywczy, ale piękny i ciekawy. Ze wszech miar wart poznania.
Dodaj komentarz