Lubię patrzeć jak dyryguje Lee Reynolds i lubię słuchać Sinfonietty Cracovii grającej pod jego ręką. Brytyjski dyrygent bardzo dobrze porozumiewa się z naszym zespołem, jest skuteczny i konsekwentny w geście, tworzy ciekawe interpretacje dbając jednocześnie o urodę dźwięku. Sinfonietta Cracovia nie raz nie dwa udowodniła że stać ją na piękne, szlachetne brzmienie. To był jeden z wyróżników krakowskiego zespołu, w ostatnich latach nieco pomijany. Wczoraj w sali Filharmonii pod batutą Lee Reynoldsa usłyszałam dawną Sinfoniettę.
Repertuar zaprezentowany wczoraj w drukowanym programie określono jako „wiosenny”. Rzeczywiście, był pełen energii oraz lekkości i wdzięku zarazem. Na wstępie Lee Reynolds poprowadził Koncert na orkiestrę smyczkową Grażyny Bacewicz doskonale równoważąc siłę i delikatność muzyki naszej wspaniałej a wciąż niedocenianej kompozytorki. Potem zabrzmiał „The Lark Sscending” Ralpha Vaughana Williamsa na skrzypce i orkiestrę. W tym utworze Sinfoniettę Cracovię wspomogła niewielka grupa dęta, a partię solową grał Charlie Lovell-Jones, dwudziestopięcioletni skrzypek z Walii. Artysta nazywany jest jednym z najbardziej obiecujących skrzypków swego pokolenia. Wczoraj grając utwór Williamsa a potem pięć wybranych „Humoresek” z op. 89 Jeana Sibeliusa udowodnił że w pełni zasługuje na to miano. We „Wznoszącym się skowronku” zadziwiał „ptasimi” trelami na tle pięknie malującej wiosenne klimaty orkiestry. W mieniących się nastrojami „Humoreskach” ujmował wrażliwością muzyczną oraz porywał temperamentem i wirtuozerią w tanecznych rytmach. I tu orkiestra pod batutą Lee Reynoldsa doskonale współpracowała z artystą.
Wieczór zakończyła Serenada na smyczki Josepa Suka. Jej interpretacja była prawdziwą kreacją artystyczną stworzoną przez dyrygenta i krakowską orkiestrę.
Dodaj komentarz