Kolejny koncert Festiwalu Muzyki Polskiej odbył się wczoraj w ewangelickim kościele św. Marcina. Lubię to wnętrze, dobrze się w nim słucha muzyki choć pogłos jest dość duży. Nie bez znaczenia jest też fakt, że ławki są dość wygodne, choć i tak trudno wysiedzieć na nich półtorej godziny bez przerwy, a tyle trwał sobotni koncert. Tym razem jednak wolałabym słuchać prezentowanej muzyki w innym wnętrzu, bardziej odpowiadającym jej charakterowi. Program koncertu zaprezentowany przez Elżbietę Stefańską i Mariko Kato-Shioyę zbudowany został z tańców. Słuchając w wykonaniu Elżbiety Stefańskiej tańców polskich z szesnastowiecznych tabulatur Jana z Lublina, Mateusza Weisseliusa i Christiana Loeffeholza, osiemnastowiecznych polonezów m.in. Bohdanowicza i Ogińskiego oraz mazurków tego ostatniego, a także wykonanych wspólnie z Mariko Kato-Shioyą jego polonezów granych na trzy i cztery ręce i Ronda á la krakowiak Elsnera myślałam jak pięknie współgrałoby z tą muzyką salonowe wnętrze, np. sala Fontany Muzeum Krakowa. Ale i tak było ciekawie. Z tej części muzycznego wieczoru najpiękniej zabrzmiały wspólne interpretacje artystek. Szczególnie wdzięczne było Rondo Elsnera w ich opracowaniu na cztery ręce, niepozbawionym muzycznego humoru.
Drugą część koncertu wypełniły stylizowane „obce” formy taneczne. W interpretacji Elżbiety Stefańskiej usłyszeliśmy Chaconnę G-dur Haendla i Fandango Solera. Wieczór zakończyła Folia Corellego w opracowaniu i interpretacji obu artystek. Ten różnorodny a zarazem spójny repertuar zaprezentowany został z wirtuozerią, z piękną paletą barw o które wręcz nie podejrzewałabym klawesynu. Wolałabym jedynie, by polonezy w interpretacji Elżbiety Stefańskiej miały nieco więcej oddechu, podobnie jak chwilami brakowało mi tego oddechu pomiędzy poszczególnymi wariacjami Chaconny.
Dodaj komentarz