W piątek w sali Filharmonii było barwnie i ciekawie. Prowadzący koncert Alexander Humala program wieczoru zbudował głównie z utworów kompozytorów francuskich – Debussy’ego i Ravela. Koncert otworzyły szkice symfoniczne „La Mer” pierwszego z kompozytorów. Dyrygent pięknie zróżnicował kapryśne nastroje i barwy morskich fal, szczególnie w drugiej części szkiców zatytułowanej „Gra fal”. Ale równie interesująco zbudował dramaturgię I części („od świtu do południa na morzu) od delikatności spokojnego morza po potęgę jego bezkresu, a w III części („Rozmowa wiatru z morzem” ukazał siłę żywiołu.
Po „Morzu” zabrzmiał Koncert fortepianowy na lewą rękę D-dur Maurice’a Ravela. Utwór rzadko gości na estradach, więc słuchaliśmy z tym większą ciekawością. Partię solową grał Tianxu An, 25-letni Chińczyk, laureat wielu ważnych konkursów studiujący obecnie w Juilliard School of Music w Nowym Jorku. To dojrzały już artysta o wspaniałym warsztacie pianistycznym i wielkiej wrażliwości, co udowodnił nie tylko w głęboko przemyślanej interpretacji dzieła Ravela, lecz także w zagranym na bis preludium Rachmaninowa. Artysta po raz pierwszy gościł w Krakowie, mam nadzieję że nie po raz ostatni. Współtwórcą ciekawej prezentacji Ravelowskiego Koncertu D-dur był dyrygent prowadzący czujnie barwną orkiestrę.
Kolorów nie zabrakło również w „Symfonii w trzech częściach” Igora Strawińskiego zagranej po przerwie, choć te kolory były różne od tych którymi mieniła się muzyka Francuzów.
Strawiński twierdził, że neoklasycyzm to przywracanie muzyce takich wartości jak „mistrzostwo i doskonałość. „Symfonia w trzech częściach” jest pod każdym względem mistrzowska. Ale i niełatwa w prezentacji, bo jej przejrzystość fakturalna i ostrość rytmiczna zmusza do skondensowanego napięcia. A przy tym wiele w niej emocji. Piątkowe wykonanie sprostało wyzwaniom.
Na finał powróciliśmy do francuskiej barwności, lekkości i elegancji, choć ze szczyptą szaleństwa. Wczorajszy wieczór zwieńczył bowiem poemat choreograficzny „La Valse” Ravela. Alexander Humala dobrze uwydatnił giętkość ravelowskich linii melodycznych i potęgujące się taneczne zapamiętanie. Może tylko zbyt wcześnie sięgnął po kulminację brzmienia orkiestry co osłabiło końcowy efekt.
Dodaj komentarz