WŁOSZKA W ALGIERZE

„Włoszkę w Algierze” Rossiniego otwierającą tegoroczną edycję Royal Opera Festival obejrzałam w niedzielę. To ważne, bo po raz pierwszy została wystawiona w filharmonicznej sali dwa dni wcześniej. Z recenzji Leszka Czaplińskiego wiedziałam, że spektakl jest udany. Nie przypuszczałam jednak, że będę bawić się tak dobrze. Ale po kolei…
Tak jak w poprzednich latach Royal Opera Festival powstał głównie dzięki współpracy Stowarzyszenia Passionart, Filharmonii im. K. Szymanowskiego w Krakowie i Belcanto Opera Festival „Rossini in Wildbad” w Badenii – Wirtembergii. Dzięki tej współpracy za pulpitem dyrygenckim stanął José Miguel Pérez-Sierra, spektakl zgrabnie wyreżyserował i umiejętnie przystroił w dekoracje Jochen Schöbleber, współczesne, lekko stylizowane kostiumy przygotowała Olesja Maurer, a na scenie wystąpili: Dogukan Özkan (bas-baryton) jako Mustafa, Polina Anikina (mezzosopran) – Isabella, Hyunduk Kim (tenor) – Lindor, Francesco Bossi (baryton) – Ali, Emmanuel Franco (baryton) – Taddeo, Oksana Vakuła (sopran) – Elwira i Camilla Carol Farias (alt) – Zulma. Chór męski przygotował Piotr Piwko.
Już uwertura zagrana z wdziękiem dobrze nastroiła słuchaczy. I tak było przez oba akty. Dawno nie słyszałam w Rossinim orkiestry tak barwnej, tak zróżnicowanej dynamicznie i tak lekkiej. Nie umieszczona przecież w kanale nigdy, ani na chwilę nie zagłuszała śpiewaków świetnie współgrając z akcją sceniczną. A ta poprowadzona została z humorem, należytym, chwilami zadziwiającym, tempem. „Zwariowane” nieco ensemble graniczyły chwilami z groteską, nigdy jednak nie przekraczając cienkiej linii dzielącej je od błazenady. Widać było, że nie tylko widzowie, ale i wszyscy wykonawcy dobrze się bawią. Ta zabawa w niczym nie zaszkodziła śpiewowi. Protagoniści obdarzeni byli różnej urody głosami, ale wszyscy bez wyjątku porywali techniką wokalną i umiejętnością śpiewania Rossiniego. Ich wirtuozeria wokalna była nienaganna. A młody (dwudziestojednoletni) kompozytor pisząc „Włoszkę w Algierze” nie umiał się jeszcze ograniczać. Partytura więc wręcz kipi muzycznymi pomysłami chwilami wykraczającymi – wydawałoby się – poza przeciętne możliwości śpiewacze. Koloratury sypały się wczoraj nieustannie z niesamowitą lekkością. Chciałabym jeszcze raz usłyszeć Isabellę, Lindora, Mustafę, Taddea… Wczorajsza „Włoszka w Algierze” to bardzo udany początek festiwalu.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*