MAESTRO MAKSYMIUK

Wczorajszy koncert filharmoniczny pod dyrekcją Jerzego Maksymiuka był swoistą kontynuacją muzycznych wątków krakowskiego sezonu artystycznego. II Koncert skrzypcowy Szymanowskiego dobrze wpisywał się w zakończoną już tegoroczną edycję festiwalu „Szymanowski / Polska / Świat”, ukazując nieobecną w nim w tym roku „góralską twarz” kompozytora. Ta góralszczyzna podkreślona została dynamiczną interpretacją partii solowej, którą zaprezentowała Julia Wrońska-Przedbora. Słyszałam ją przed laty, gdy znalazła się w gronie laureatów odbywającego się w Krakowie Ogólnopolskiego Konkursu im. Grobliczów dla młodych skrzypków. Od tego czasu pięknie się rozwinęła. To artystka mająca wiele do powiedzenia, co wczoraj udowodniła. Czuć też było, że oboje artyści – skrzypaczka i dyrygent – choć należą do zupełnie innych pokoleń (dzieli ich sześćdziesiąt lat), doskonale łączą się w rozumieniu muzyki Szymanowskiego. Ten koncert prezentowali zresztą wspólnie nie po raz pierwszy.
Jerzy Maksymiuk coraz częściej przypomina, że jest nie tylko dyrygentem ale i kompozytorem. Wczorajszy wieczór otworzył jego utwór zatytułowany „Liście gdzieniegdzie spadają” na smyczki i fortepian (autor wykonał także partię fortepianową, bo również jest pianistą). Muzyka delikatna, kolorowa, refleksyjna ale niepozbawiona też dramatycznych kulminacji, przywodząca na myśl francuskich impresjonistów, przypominała o upływie czasu i ogarniającej nas coraz bardziej jesieni. A po przerwie słuchaliśmy I Symfonii Jeana Sibeliusa, którego 65. rocznica śmierci minęła z końcem września
To już drugi Sibelius w tym tygodniu, który rozpoczął się koncertem Royal Philharmonic Orchestra w sali im. K. Pendereckiego w ICE. Tam zabrzmiała II Symfonia fińskiego mistrza. Wprawdzie i utwór, i orkiestra i miejsce inne, ale wczoraj nie sposób było opędzić się od porównań. I choć nasza blacha (szczególnie waltornie) nie brzmi tak miękko i szlachetnie jak angielska, choć nasz kwintet o połowę mniejszy od londyńskiego nie ma równej mu gęstości dźwięku, choć w motorycznym Scherzu zdarzały się nierówności, to przecież duch zwyciężył nad materią. I Symfonia Sibeliusa pod batutą Jerzego Maksymiuka była przesycona romantyczną emocją, angażowała w pełni słuchaczy, którzy, obdarzając wykonawców długimi brawami, nie chcieli rozstawać się z muzyką. 86-letni Maestro obdarzył więc ich bisem, fragmentem finału Symfonii, obiecując powrócić do Krakowa z kolejnymi dziełami symfonicznymi Sibeliusa.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*