POTRÓJNY JUBILEUSZ

„Bel Canto – radość śpiewania” – tak zatytułowany został wczorajszy wieczór w Operze Krakowskiej. I rzeczywiście, było dużo i pięknego śpiewu, i radości. A wszystko za sprawą artysty, który wczoraj nie śpiewał (przynajmniej nie oficjalnie, bo widziałam że sobie podśpiewywał), ale dzięki któremu tak a nie inaczej śpiewali obecni na scenie. Jeśli komuś wydaje się to zagmatwane, to zaraz wszystko wyjaśnię.
Otóż wczoraj w Operze Krakowskiej Ryszard Karczykowski, znakomity polski tenor śpiewający niegdyś na najbardziej renomowanych scenach i estradach od Stanów Zjednoczonych po Japonię, obchodził 80. urodziny, 60-lecie pracy artystycznej i – czego nie zaznaczono w programie – 40-lecie pracy pedagogicznej. Dlaczego te jubileusze w Krakowie? Bo w latach 2003-2006 artysta był dyrektorem artystycznym naszej Opery. Wraz z obecnym dyrektorem Bogusławem Nowakiem kładł kiedyś kamień węgielny pod gmach przy ul. Lubicz. Był także pedagogiem w krakowskiej Akademii Muzycznej, jurorem m.in. Międzynarodowego Konkursu Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu, prowadził liczne kursy wokalne. Pamiętam jak zabiegał o wprowadzenie młodych wokalistów na scenę. Obsada Gwałtu na Lukrecji Brittena dzięki niemu stała się swoistym przeglądem polskiego narybku śpiewaczego. Z wczoraj występujących jedynie Michał Kutnik nie miał wcześniej zawodowego kontaktu z Ryszardem Karczykowskim.
A wczoraj w ariach i ensemblach z oper Belliniego, Donizettiego, Rossiniego, Verdiego, Dvóřaka i Richarda Straussa wystąpili z orkiestra i chórem Opery Krakowskiej pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka: Katarzyna Oleś-Blacha, Agnieszka Cząstka-Niezgódka, Agnieszka Kuk, Wołodymyr Pańkiw studiujący za krakowskich czasów Jubilata a dziś czołowi artyści naszej Opery; kolejne pokolenie czyli wychowankowie pani profesor Oleś-Blachy (a więc artystyczni wnukowie Ryszarda Karczykowskiego): Monika Korybalska, Kamila Dutkowska, Paula Maciołek i Adrian Domarecki (także obecni na naszej scenie), oraz gościnnie uczestnicy kursów Anna Farysej i Robert Gierlach.
Wczoraj ze sceny Opery Krakowskiej emanował nie tylko piękny śpiew, lecz przede wszystkim wdzięczność i – nie waham się to mówić – miłość do Profesora, który przez lata swą serdecznością i wiedzą, a przede wszystkim gotowością do służenia nią innym, w pełni na nią zasłużył. Obserwowałam zresztą, jak po koncercie wszyscy wykonawcy ciasnym kręgiem otoczyli Ryszarda Karczykowskiego i każdy z uwagą słuchał jego opinii. Ad multos annos,Profesorze!!!
PS. Jednym z punktów programu był finałowy tercet z „Kawalera srebrnej róży” Richarda Straussa (Oleś-Blacha, Maciołek, Korybalska). Brzmiał tak, że wzbudził chęć wysłuchania całej opery na krakowskiej scenie. Ma kto ją poprowadzić, zaśpiewać i zagrać. Czekamy!

1 Komentarz

  1. Droga Pani Redaktor,
    z wielkim wzruszeniem przeczytałem artykuł „Potrójny Jubileusz”.
    Koncert był moim najpiękniejszym prezentem życia. Dziękuję Dyrekcji i wszystkom wykonawcom za zaproszenie.
    Wydaje mi się, że to był cudowny sen, który mogłem przeżyć z muzyką i osobami które przybyły aby wspólnie świętować
    „Bel Canto”.
    Pragnę Pani wyrazić wdzięczność za wszystkie uwagi w czasie mojej działalności w Krakowie. A zwłaszcza krytyczne !
    Tylko takie są nam potrzebne , a nie pochlebstwo.
    Z wyrazami Szacunku
    Ryszard Karczykowski

Skomentuj Ryszard Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*