KRAKOWSKA SZKOŁA KOMPOZYTORSKA

Krakowska uczelnia muzyczna zawsze stała kompozytorami. Nie mówię tu o najsłynniejszym jej wychowanku, Krzysztofie Pendereckim, którego imię nosi teraz nasza Akademia Muzyczna, ale o dziesiątkach absolwentów jej wydziału kompozycji, którzy zasilają polską i światowa literaturę muzyczną ciekawymi utworami. Wczorajszy koncert we Floriance w ramach 34. Krakowskiego Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów przygotowanego przez Związek Kompozytorów Polskich, Oddział w Krakowie, a ściślej przez jego prezesa Marcela Chyrzyńskiego, jeszcze raz to udowodnił.
Tradycyjnie już jeden z koncertów Festiwalu poświęcony jest krakowskiej szkole kompozytorskiej. Słuchając wczoraj prezentowanych utworów zastanawiałam się czy rzeczywiście jest jakiś wspólny wyróżnik mogący łączyć ich twórców. Na pozór nie, bo co może łączyć neoklasyczne „Capriccio” na skrzypce i fortepian Juliusza Łuciuka powstałe przed blisko siedemdziesięcioma laty z napisanym w bieżącym roku repetytywnym Kwartetem na saksofon, fagot, altówkę i wiolonczelę Michała Gronowicza, czy wykorzystującym elementy sonoryzmu „Sufczynem 99” na saksofon, puzon i wiolonczelę Grzegorza Majki, który również miał wczoraj prawykonanie, albo z także prezentowanym po raz pierwszy „Spaces” na klarnet, wiolonczelę i fortepian Ewy Zuchowicz będącym spójną kameralną rozmową tych trzech instrumentów, czy zadumanymi, urzekającymi tajemniczością i kolorem, powstałymi przed dwudziestoma laty „Canti notturni” na saksofon i wiolonczelę Adama Walacińskiego, lub „a ghost within” na saksofon, fortepian, skrzypce, altówkę i wiolonczelę, najnowszym utworem Jarosława Płonki? A przecież można znaleźć wspólne cechy twórczości krakowskich kompozytorów. Pierwszą jest bardzo dobry warsztat owocujący zwięzłością wypowiedzi artystycznej. Drugą – wyraźnie zaznaczona indywidualność każdego z twórców idących własną drogą. Trzecią – uroda prezentowanych utworów, uczulenie na zmienność barw muzyki i jej piękno.
To był nie tylko interesujący, ale dający wiele do myślenia i przeżycia wieczór. A co podobało mi się najbardziej? Zamykająca wieczór kompozycja Jarosława Płonki świadcząca o olbrzymiej wyobraźni i wrażliwości 38-letniego twórcy.
Ale nie byłoby tego piękna gdyby nie wykonawcy, a wszystkie utwory otrzymały możliwie doskonałą postać. Słuchaliśmy Barbary Borowicz – klarnet, Łukasza Nędzy- saksofon, Damiana Lipienia – fagot, Tomasza Stolarczyka – puzon, Justyny Piękoś – fortepian, Piotra Kędzierskiego – fortepian, Agnieszki Bugli – skrzypce, Moniki Młynarczyk – altówka i Aleksandry Lignar – wiolonczela. Im też należą się podziękowania za wczorajsze artystyczne wzruszenia.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*