WIECZÓR PEŁEN EMOCJI

„Muzyczne mosty” to cykl koncertów organizowanych przez Filharmonię Krakowską we współpracy z innymi krakowskimi instytucjami muzycznymi. Wczoraj na filharmonicznej estradzie zasiadła Sinfonietta Cracovia po przerwie wzmocniona grupą filharmonicznych artystów grających na instrumentach dętych.
Był to wieczór pełen muzycznych emocji za sprawą odpowiednio dobranego repertuaru i sposobu jego interpretacji, jaki narzucił prowadzący ten koncert Antonio Méndez, hiszpański dyrygent zdobywający coraz większe uznanie na europejskich estradach. Nic dziwnego, jest kapelmistrzem sprawnym, świetnie znającym muzyczną materię, dobrze pracującym z zespołem, mającym muzykom i słuchaczom wiele do powiedzenia. Na niedzielny wieczór wybrał trzy utwory pełne ekspresji, choć wyrażające muzyczne emocje bardzo zróżnicowanym językiem. Rozpoczął pełną kontrastów, witalną Sinfoniettą nr 1 Krzysztofa Pendereckiego z roku 1992 bez reszty mobilizując uwagę słuchaczy, bo potem poprowadzić ich w świat zupełnie przeciwstawnych emocji, czyli ekspresyjną „Verklärte Nacht” Arnolda Schönberga. Dawno nie słyszałam takiej migotliwości barw smyczkowych i takich zróżnicowań dramatycznych jak te, którymi wczoraj targani byli bohaterowie wiersza Dehmela, który posłużył kompozytorowi za ideowy materiał utworu. Antonio Méndez pięknie zbudował architektonikę utworu, a Sinfonietta Cracovia wspaniale realizowała intencje dyrygenta.
Po przerwie zabrzmiała III Symfonia Es-dur „Eroica” Ludwiga van Beethovena pozostawiając mnie w lekkiej konfuzji. Ktoś obliczył, że Symfonia Es-dur była o dziesięć minut krótsza niż zazwyczaj, ale nie tyle o czas tutaj chodzi, ale o charakter. Była to bowiem najweselsza „Eroica” jaką kiedykolwiek słyszałam, raczej mająca śródziemnomorską lekkość niż germańską powagę. Nie powiem, by mi się taka interpretacja nie podobała, tym bardziej że dyrygent wydobył wszelkie wątki utworu zgodnie z partyturą. Ale o ile w pełni mogę się zgodzić z interpretacją Adagia assai pozbawioną charakteru marsza żałobnego, to tempo pierwszej części Symfonii według mnie odebrało jej charakter. Con brio oznacza werwę, energię, a nie szybkość. Narzucone przez dyrygenta tempo zaowocowało więc pośpiechem, na szczęście potem artyści odnaleźli właściwy puls muzyki.
Zetknięcie muzyków z dwóch zespołów ujawniło też pewien stały niestety mankament, który cechuje naszą filharmoniczną orkiestrę. Sinfonietta Cracovia jest precyzyjna w utrzymywaniu pionu akordowego. W zespole filharmonicznym z tym pionem bywa różnie, do czego przez lata zdążyliśmy się niestety przyzwyczaić. W zetknięciu z precyzją Sinfonietty chwilami było to słychać. Ale były też piękne sola i ładnie brzmiące waltornie choćby w finale Symfonii (mniej ładne było solo w Adagiu). Cieszę się też, że Ryszard Haba, wspaniały filharmoniczny kotlista, znalazł godnego następcę w osobie Tomasza Arnolda.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*