WINTERREISE

Nie zliczę ile razy i w ilu interpretacjach słuchałam „Winterreise”. To mój ulubiony cykl pieśni. Jego dramatyzm niezmiennie porusza, choć pamiętam i takie wykonanie, które wzbudziło moją niechęć. Blisko trzydzieści lat temu w Wielkanocny Poniedziałek we Floriance prezentował Winterreise wybitny niemiecki śpiewak. Nie pomnę dziś nazwiska ani jego, ani pianisty który grał Schuberta wspaniale. W fortepianie był cały dramat, ale w głosie śpiewającego – nic, choć wokalnie wszystko było bez zarzutu. Ot, zadowolony z siebie człek, po dobrym świątecznym obiedzie, był jak najdalszy od samotności i rozpaczy. Do dziś pamiętam to zaprzeczenie schubertowskiego cyklu.
Wczoraj w sali Filharmonii, na zakończenie festiwalu Opera Rara Winterreise interpretowali Ian Bostridge i Saskia Giorgini. I było to absolutne przeciwieństwo wspomnianej prezentacji.
Angielski tenor od lat mierzy się z Winterreise. Owocem jego przemyśleń na ten temat są nie tylko nagrania ale i książka omawiająca poszczególne pieśni w bardzo szerokim kontekście. Nabyłam ją wczoraj i czytam z wielkim zainteresowaniem, bo świadczy o tym, z jak różnej strony podchodzić można do interpretacji pieśni. A wczoraj Ian Bostridge nie opowiadał o wędrowcu ale sam był wędrującym poprzez nieprzyjazny, zimny świat. Relacjonował swą wędrówkę z olbrzymią ekspresją, od szeptu po krzyk. Czasami dotykał krawędzi śpiewu, ale w tym teatrze wokalnym był przekonujący. W tym cyklu wolę raczej tak wysoką temperaturę emocjonalną, niż tamtą interpretacyjną obojętność, choć może chwilami chciałabym więcej skupienia. Cóż, każdy przeżywa rozpacz inaczej.
We wprowadzeniu do książki Ian Bostrigde przytacza opinię Schuberta że „jego pieśni i występy stworzyły nowy rodzaj sztuki, wymagający bardzo szczególnego związku pomiędzy śpiewakiem i akompaniatorem”. Wczoraj artyści stanowili jedność.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*