SKRZYPCE PAGANINIEGO

Skrzypce zwane były czasem diabelskim instrumentem. Rzeczywiście, jest coś nieziemskiego w ich oddziaływaniu. Potrafią uwodzić pięknem i łagodnością, mogą być też drapieżne, ostre, właśnie diabelskie. A przy tym nie tracą swej mocy oddziaływania przez setki lat. Wystarczy by trafiły w odpowiednie ręce. Wczoraj mogliśmy się o tym przekonać słuchając I Koncertu D-dur Niccolo Paganiniego w interpretacji Vadima Brodskiego. Ale bohaterem wczorajszego wieczoru był nie tyle Paganini, nie tyle artysta prezentujący jego dzieło, co skrzypce, na których grał. Oto wczoraj w sali Filharmonii zabrzmiały skrzypce Paganiniego, kopia słynnego instrumentu Guarneriego del Gesù zbudowana przez francuskiego lutnika Vuillaume’a, chętnie używana przez Paganiniego, odsprzedana po latach jego uczniowi, Camillo Sivoriemu. Spadkobiercy Sivoriego przekazali instrument Genui, gdzie przez blisko sto lat skrzypce pozostawały nieme w muzeum. Przed trzydziestu laty, po renowacji wróciły do życia.
Vadim Brodski, niegdyś laureat Konkursu im. Paganiniego w Genui, miał okazję grać na oryginalnym Guarnerim zwanym dla potęgi dźwięku „Il Cannone”. Pytany dzień wcześniej na konferencji prasowej o jakość kopii mówił że instrument Vuillaume’a ma wszelkie zalety „Armaty”, ale jest miększy, gra na nim to prawdziwa rozkosz. Wczoraj tej rozkoszy doznali słuchacze, bo brzmienie „Sivoriego” (tak nazwano ten instrument) jest po prostu nieziemskie. Nie myślę że diabelskie, wręcz przeciwnie. Ma anielską słodycz i niebiańską potęgę. A Vadim Brodski i muzycy Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją włoskiego maestra Waltera Attanasiego dołożyli wszelkich starań byśmy mogli się pławić w tej urodzie brzmienia.
Warto dodać, że instrument Paganiniego mogliśmy poznać dzięki współpracy Filharmonii Krakowskiej z Włoskim Instytutem Kultury w Krakowie oraz z Ambasadą Włoch w Polsce. Przedstawiciele obu instytucji, a także przedstawiciel samorządu Genui, byli wczoraj obecni w Filharmonii.
Druga część wieczoru przeniosła nas w zupełnie inny świat emocji i ekspresji. Po pełnym blasku i zmysłowego piękna Paganinim zabrzmiał poważny Brahms, a ściślej – jego I Symfonia c-moll. Walter Attanasi poprowadził potężne dzieło niemieckiego mistrza ze znawstwem i dobrym wyczuciem muzycznego dramatyzmu. Słuchałam z zaciekawieniem, choć nie ze wszystkimi tempami mogłam się w pełni utożsamić.
Ten piękny wieczór rozpoczął się Rossiniowską uwerturą do „Wilhelma Tella”. Brawo Michał Dąbek i grupa wiolonczel za pięknie wyśpiewany początek!
Ale jeszcze wcześniej zabrzmiał hymn Ukrainy jako wyraz solidarności ze wschodnim sąsiadem. Filharmonia organizuje zbiórkę darów dla Ukrainy. Można je przynosić do holu obok portierni.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*