Niedzielny koncert w synagodze Tempel w ramach Festiwalu Muzyki Polskiej był tyleż ciekawy co pouczający, a to za sprawą prezentowanego repertuaru. Marek Bracha, jeden z najciekawszych polskich pianistów średniego pokolenia, program swego recitalu zbudował bowiem z mazurków kompozytorów polskich żydowskiego pochodzenia. Słuchaliśmy utworów Marii Szymanowskiej, Edwarda Wolffa, Józefa Wieniawskiego, Aleksandra Tansmana, Tomasza Kasserna, Mieczysława Wajnberga i Władysława Szpilmana. Do nich artysta dołączył dwa mazurki Fryderyka Chopina – mistrza tego gatunku – w tym Mazurek a-moll op. 17 nr 4 nazywany „Żydkiem”. Otrzymaliśmy więc żywą i ciekawą historię rozwoju gatunku przez blisko dwieście lat, od salonowych miniatur Szymanowskiej po złożone harmonicznie i fakturalnie utwory Kasserna i Wajnberga. Po raz pierwszy też (przynajmniej ja) usłyszeliśmy kompozycje twórców znanych nam dotąd jedynie z nazwiska. Szczególnie zaciekawiły mnie mazurki Józefa Wieniawskiego, którego sławą przyćmił starszy brat Henryk, słynny skrzypek. Ten świetnie wykształcony uczeń m.in. Liszta, obdarzony dużą inwencją twórczą, idąc drogą wytyczona przez Chopina umiał odnaleźć własną drogę w pojmowaniu idiomu polskiego tańca. To kompozytor w pełni zasługujący na uwagę. Na uwagę zasługuje też jego wuj Edward Wolff, podobnie jak Chopin wychowanek Żywnego i Elsnera, kompozytor niesłychanie płodny (ponad 400 opusów). Podobnie jak Chopin, z którym się przyjaźnił, życie spędził na emigracji w Paryżu, cieszył się uznaniem, jego kompozycje pojawiały się w albumach obok utworów najwybitniejszych ówczesnych twórców.
Dwadzieścia pięć utworów tego samego gatunku mogłoby nużyć, nawet uwzględniając obecność pokrewnych mazurkowi kujawiaków i oberków. Marek Bracha tak jednak zestawił prezentowane utwory, tak podkreślił intymność wypowiedzi twórczej zawartą w mazurkowej materii, że był to wieczór po prostu wzruszający. Nie bez znaczenia był tu wspaniały warsztat pianistyczny Marka Brachy i jego dojrzałość artystyczna.
Dodaj komentarz