KRAKOWSKI SALON MUZYCZNY

Od siedmiu lat Stowarzyszenie Polskich Muzyków Kameralistów organizuje jesienią Krakowski Salon Muzyczny. Ten cykl koncertów ma być powrotem do starej tradycji domowego muzykowania, kiedy w salonach pałaców, dworków, ale też mieszczan uprawiano muzykę kameralną. W ostatnich latach gościliśmy w salonie Domu Matejki, w tym roku dyrektor artystyczny festiwalu, znany krakowski pianista i prawnik dr hab. Grzegorz Mania zaprasza melomanów do różnych salonowych wnętrz, od Willi Decjusza i Sali Fontany Muzeum Krakowa po salon w pałacu Pusłowskich, w którym mieści się krakowska muzykologia. Ale najciekawszy, bo po raz pierwszy udostępniony szerokiej publiczności okazał się wczoraj salon mieszkania państwa Piękosiów. Zmarły przedwcześnie krakowianin Wiesław Piękoś, pianista i pedagog, większość swego życia spędził w Hochschule für Musik Düsseldorf, ale prowadził też kursy pianistyczne w Krakowie. Po przejściu na emeryturę osiadł pod Wawelem, przy ul. Studenckiej organizując tam spotkania muzyczne. Teraz wdowa po nim pani Tokiko Ishibashi-Piękoś oraz córka Justyna Etsuko Piękoś-Kędzierska (obie pianistki) zaprosiły do swego mieszkania koncerty festiwalowe. Wczoraj, na inaugurację 7. Krakowskiego Salonu Muzycznego, słuchaliśmy tam pieśni polskich powstałych głównie w międzywojennym dwudziestoleciu. Prezentowały je Aleksandra Kubas-Kruk – sopran i Anna Bernacka – mezzosopran wraz z pianistką Moniką Kruk. Artystki związane są z wrocławskim środowiskiem muzycznym ale dobrze znane są filharmonicznym bywalcom z wrażliwości muzycznej i piękna głosów.
Ważnym walorem wczorajszego koncertu był dobór repertuaru, artystki sięgnęły bowiem po lirykę wokalną mało znaną, pieśni Stanisława Wiechowicza, Piotra Perkowskiego, Stanisława Lipskiego, Henryka Opieńskiego, Tadeusza Zygfryda Kasserna i Jerzego Gablenza. Ich dorobek, także pieśniarski, rzadko gości na estradach, a ze wszech miar godny jest uwagi, bo dobrze charakteryzuje ówczesne zainteresowania twórców. A wczoraj słuchaliśmy i pieśni późnoromantycznych (Lipski, Gablenz), i utworów neoklasycznych, nawiązujących do ludowości (Wiechowicz), i pieśni powstałych pod niewątpliwym wpływem „Rymów dziecięcych” Szymanowskiego (Wiechowicz, Kassern), i korzystających z inspiracji dalekowschodnich (Perkowski). Ten zróżnicowany repertuar był wczoraj interpretowany ze zrozumieniem, choć – na mój gust – z za małym właśnie zróżnicowaniem ich charakteru, co w przypadku wykonawstwa i odbioru niemal twarzą w twarz w niewielkim wnętrzu miało niebagatelne znaczenie.
Słuchając wczoraj pieśni (szczególnie Perkowskiego) zastanawiałam się też chwilami, gdzie się podziała umiejętność śpiewu legato. To niestety bolączka większości współczesnych wokalistów.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*