REQUIEM VERDIEGO

Owacją na stojąco zakończyła się sobotnia prezentacja Requiem Giuseppe Verdiego w Filharmonii im. K. Szymanowskiego w Krakowie. Filharmoniczne zespoły oraz kwartet solistów w składzie: Ania Vegry – sopran, Sylvia Rena Ziegler – mezzosopran, Arnold Rutkowski – tenor, Wojciech Gierach – bas, poprowadził Aleksander Humala. Filharmoniczny chór przygotował Piotr Piwko.
Monumentalne dzieło Verdiego zawsze wzbudza emocje, bo kompozytor był mistrzem muzycznego teatru. Jest więc w muzyce jego mszy żałobnej i groza Sądu Ostatecznego, i słodycz wiecznej szczęśliwości. Niektórzy krytycy, właśnie ze względu na tę teatralność, potępiali Requiem twierdząc, że to „opera przebrana w kościelne szaty”. W niczym nie umniejsza to wielkości dzieła, bo jest w tej muzyce szczerość, Verdi po prostu wyrażał swe emocje w najlepiej znanym sobie języku. Ale w tej teatralności tkwi niebezpieczeństwo dla interpretatorów muzyki włoskiego mistrza. Według mnie nie obronił się przed nim w sobotę Aleksander Humala. W jego prezentacji Verdiowskiego Requiem było wiele piękna, jak na przykład delikatny, jakby wywiedziony z nicości początek utworu, poruszające Agnus Dei, dobrze rozegrany finał dzieła itp., były jednak też przerysowania emocji i ekspresji, podkreślenie właśnie teatralności ze szkodą dla głębi muzyki Verdiego. Osobiście wolę Requiem mniej teatralne, bardziej zdyscyplinowane, skromniejsze, skupione nie na poszczególnych frazach, zawieszeniach emocji i zaskakujących głośnych kulminacjach ale na modlitewnym nastroju poszczególnych części dzieła.
Artyści orkiestry i chóru bardzo dobrze realizowali zamierzenia dyrygenta. Nieco pretensji mam do solistów. Verdi ich nie oszczędza stawiając przed nimi nie lada zadania i pisząc duże fragmenty a cappella. I właśnie w nich czworo dobrych śpiewaków nie umiało utrzymać stroju. Przepraszam – troje. Nie mam w tym względzie pretensji do Wojciecha Gierlacha, ale przyznam że takich harmonii jakie w kwartetach zaprezentowali pozostali dotąd w Requiem Verdiego nie słyszałam. A przecież śpiewając solo potrafili wzruszyć. Może byli zmęczeni po piątkowym koncercie, może aura była niedobra? Nie wiem.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*