Bocheński chór Pueri Cantores Sancti Nicolai to prawdziwy fenomen. Założony i prowadzony do dziś przez księdza Stanisława Adamczyka niezmiennie utrzymuje wysoką formę wykonawczą przyciągając w swe szeregi kolejne pokolenia młodych śpiewaków. Lata spędzone w chórze dla większości z nich okazały się na tyle ważne, że ci którzy już dorośli śpiewają dziś w chórze męskim, który zorganizował się przed kilkoma laty. Wciąż nie brakuje też narybku, co w dzisiejszych czasach nadmiaru wręcz propozycji spędzania wolnego czasu, jakie otrzymują dzieci i młodzież, wydaje się czymś nadzwyczajnym.
Wczoraj w Bazylice oo. Franciszkanów Pueri Cantores Sancti Nicolai w składzie blisko 50-osobowym śpiewali pod dyrekcją ks. Stanisława Adamczyka, Bożeny Wojciechowskiej i Marcina Skoczka utwory od fragmentów oratoriów Haendla poprzez Mozarta, Francka, Faurego, Brucknera, Surzyńskiego po kompozytorów współczesnych: Pelucchiego, Sznicara i Botora. Ten zróżnicowany program zaprezentowany został ze zrozumieniem, ładnym, spoistym dźwiękiem, dobrą intonacją. Widać i słychać było ogrom pracy, jaką w jego przygotowanie włożyli i chórzyści i dyrygenci. Widać też było radość, jaką wspólne kreowanie muzyki daje młodym śpiewakom, choć w panującej w świątyni duchocie nie wszyscy fizycznie wytrzymywali związany z tym trud.
Wczorajszy koncert miał jednak pewien mankament. Było nim organowe towarzyszenie chórowi w niektórych utworach w oryginale chóralno-orkiestrowych. Zasiadający przy organach Krzysztof Kościółek za nic miał oddech śpiewaczy. Poganiał chór niemiłosiernie, a w Alleluja z „Mesjasza” Haendla wręcz go wyprzedzał, wykoślawiając tym całokształt interpretacji. Jakże inaczej, wrażliwie brzmiał chór a capella gdy każda fraza mogła należycie wybrzmieć. Muzyka po prostu musi mieć czas by zaistnieć. Warto na przyszłość nad tym oddechem popracować.
Dodaj komentarz