ARMIDA

W ramach Royal Opera Festival w Filharmonii Krakowskiej zaprezentowano koncertową wersję „Armidy” Rossiniego i był to prawdziwy popis sztuki wokalnej, bo kompozytor w tej operze przeszedł sam siebie, wymagając od wykonawców wszystkich partii olbrzymiej skali głosu i niebywałej wirtuozerii. Na szczęście organizatorzy czyli krakowskie Stowarzyszenie Passionart i Filharmonia Krakowska zadbali o należyty dobór solistów. Partię głównej bohaterki (jedyną kobieca partię w tej operze) śpiewała Chinka Fan Zhou kształcąca się we Włoszech i związana z tamtejszymi scenami operowymi. Rinaldem był włosko-amerykański tenor Michele Angelini specjalizujący się w belcancie i repertuarze mozartowskim. Ich arie i duety były po prostu porywające. Bardzo dobrze zaprezentowali się pozostali tenorzy: Hiszpan Moises Marin w podwójnej roli jako Groffredo i Ubaldo, Chińczyk Chuan Wang jako Eustazio i Carlo oraz urodzony w Kongo, wykształcony w Brukseli obywatel Francji Patrick Kabongo jako Gernando (piękna barwa głosu!). W podwójnej roli Idraotte i Astarotte zaprezentował się pochodzący z Korei Południowej bas-baryton Jusung Gabriel Park. Artystom towarzyszyły zespoły Filharmonii Krakowskiej, a całość poprowadził Hiszpan José Miguel Pérez Sierra.
Słuchałam wczoraj „Armidy” z zaciekawieniem, podziwem, ale, mimo że jestem miłośniczką Rossiniego, bez wzruszenia. Jakby tych wszystkich środków muzycznych wykorzystanych przez kompozytora było za wiele. Piotr Kamiński w swym dziele „Tysiąc i jedna opera” pisze iż kompozytorowi zarzucano zbyt masywne brzmienie orkiestry. Wczoraj orkiestra zasiadła na estradzie, nie w kanale, brzmiała więc tym masywniej, choć dyrygent i muzycy czynili wszystko, by nie zagłuszać solistów. Ale duża obsada instrumentów dętych blaszanych potrzebna była Rossiniemu ze względów dramatycznych i kolorystycznych. Wykorzystał ją znakomicie. Szkoda tylko, że prezentacja uwertury była tak ułomna.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*