CIEKAWY FINAŁ

Na finał tegorocznej Krakowskiej Jesieni Muzycznej szłam z ciekawością, bo w programie koncertu znalazły się mało znane utwory polskich kompozytorów XX wieku. Ciekawość budzili także wykonawcy. Śląska Orkiestra Kameralna działająca w ramach Filharmonii Śląskiej od lat cieszy się w środowisku muzycznym renomą, ale w Krakowie dawno już nie koncertowała. Pochodzącego z Francji dyrygenta Antonina Reya (czyżby polskie korzenie?) miałam oglądać po raz pierwszy. Za to soliści byli mi dobrze znani, bo w tej roli wystąpili organizatorzy festiwalu, znani krakowscy artyści wiolonczelista Jan Kalinowski i pianista Marek Szlezer. Sobotni muzyczny wieczór w pełni zaspokoił moją ciekawość dostarczając wiele dobrych wrażeń.
Wyśmienity był dobór zróżnicowanego w charakterze repertuaru. Klamrą wieczoru były kompozycje twórców związanych z Paryżem okresu międzywojennego, nasiąkłych ówczesnymi nowymi prądami, w tym neoklasycyzmem zapoczątkowanym w latach dwudziestych ubiegłego wieku przez Strawińskiego. Na początek usłyszeliśmy Sinfoniettę na smyczki Szymona Laksa. Czteroczęściowy utwór ujmował błyskotliwością, lekkością i wspaniałym warsztatem kompozytorskim (w finale podwójna fuga z iście mozartowską przejrzystością) jaki cechował młodego w chwili pisania Sinfonietty Laksa. Ten twórca, którego z racji jego żydowskiego pochodzenia los nie oszczędzał, zmarł w 1983 roku w Paryżu. Pozostawił dorobek nam w większości nieznany a który ze wszech miar zasługuje na stałą obecność na naszych estradach.
Wciąż za mało jest na nich obecny Aleksander Tansman, drugi z polskich kompozytorów żydowskiego pochodzenia związany z działającym nad Sekwaną w międzywojniu Stowarzyszeniem Młodych Muzyków Polaków w Paryżu. Jego mistrzowski Tryptyk na orkiestrę smyczkową był finałem wczorajszego wieczoru. Antonin Rey obu tym utworom nadał bardzo interesującą postać, wydobył wszelkie muzyczne niuanse ku radości słuchaczy.
W zupełnie inny świat emocji wprowadziły nas pozostałe utwory. Concertino na wiolonczelę i orkiestrę smyczkową Mieczysława Weinberga, choć wymagające od wykonawcy partii solowej wirtuozerii, przesycone jest melancholią. Słychać w nim tak częste u Weinberga echa muzyki żydowskiej. Jego wczorajsi interpretatorzy stworzyli ciekawą prezentację nieznanego u nas utworu (partytura została odnaleziona po śmierci zmarłego w 1996 roku kompozytora). W początkowych fragmentach utworu, w kantylenie wiolonczeli brakło mi jednak nieco ciepła i ekspresji. Jan Kalinowski potraktował ją zbyt obiektywnie. Dopiero od solowej kadencji na estradzie zapanowała – według mnie – właściwa muzyce Weinberga temperatura emocjonalna.
Emocji i ekspresji nie zabrakło Markowi Szlezerowi i orkiestrze pod dyrekcją Antonina Reya w II Koncercie fortepianowym Wojciecha Kilara. Napisany w 2011 roku, niewątpliwie pod wpływem katastrofy smoleńskiej, nasycony dramatyzmem II Koncert fortepianowy Kilara spotkał się po premierze z różnym przyjęciem, przede wszystkim z racji znacznego uproszczenia języka muzycznego. Ale niezależnie od oceny samej materii muzycznej wczorajsza interpretacja Kilarowskiego II Koncertu była prawdziwą kreacją artystyczną.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*