Tegoroczna edycja festiwalu „Szymanowski / Polska / Świat/ zakończyła się muzyką charakterem różniącą się radykalnie od innych dzieł Karola z Atmy. No, może znaleźć tu można jakieś podobieństwo do „Loterii na mężów”. Oto bowiem wczorajszy koncert w sali Filharmonii rozpoczął się muzyką do „Mandragory”. Zabawne libretto pantomimy będącej interludium do trzeciego aktu Molierowskiego „Mieszczanina szlachcicem” napisali Leon Schiller i Ryszard Bolesławski. Szymanowski oprawił je muzyką dowcipną, świetnie dopasowaną do sytuacji scenicznych zainspirowanych włoską commedią dell’arte, a przy tym mającą mnóstwo autonomicznych wartości, choćby instrumentacyjnych, kolorystycznych. Wczoraj artyści Filharmonii pod dyrekcją Paula Goodwina bawili nią nas, a przy tym chyba sami bawili się niezgorzej. Solo tenorowe – arię Arlekina – z włoską manierą śpiewał udanie Stanisław Napierała.
„Mandragora” Szymanowskiego zapoczątkowała wczoraj wieczór pełen koloru i zmienności nastrojów, bowiem kolejnym dziełem które zabrzmiało w filharmonicznej sali była Fantazja na flet i orkiestrę „Il Piffero della Notte” („Grajek nocy”) Stanisława Skrowaczewskiego. 3 października minęła 100. rocznica urodzin artysty którego znamy przede wszystkim jako wspaniałego dyrygenta. Niestety, mniej jako kompozytora. Piszę – niestety – bo wczorajsza prezentacja Fantazji „Grajek nocy” ukazała go jako twórcę oryginalnego, o świetnym zmyśle architektonicznym, o bogatej inwencji i ciekawym języku muzycznym łączącym przystępność z nowoczesnymi brzmieniami, a przede wszystkim jako mistrza budowania nastroju i wykorzystania barw orkiestralnych. Wczoraj mogliśmy się przekonać jak można dźwiękiem oddać różnorodne „nocne” klimaty, od delikatności, dusznego erotyzmu podobnego „Nocom w ogrodach Hiszpanii” po lęk i niemal grozę. A jednocześnie to nie jest muzyka ilustracyjna, ma swoją autonomiczną narrację, którą pięknie opowiedzieli wczoraj grający partię solową Łukasz Długosz (cudowne piana, szczególnie na flecie altowym!) i Paul Goodwin z filharmoniczną orkiestrą.
A po przerwie zabrzmiał „Ognisty ptak” i to już była prawdziwa feeria koloru. Wytrawny dyrygent wydobył z orkiestry niebywałą paletę barw i nastrojów. A muzycy grali z prawdziwą pasją.
Filharmoniczna orkiestra ostatnio odmłodniała i tę młodzieńczą energię i radość muzykowania słychać i czuć.
Dodaj komentarz