ODYSEUSZ NIEZNANY

Często się zdarza, że z obszernego dorobku wielu kompozytorów znamy jeden lub dwa utwory, a reszta pozostaje okryta mrokiem niepamięci. Do takich twórców należy Max Bruch, jeden z czołowych niegdyś przedstawicieli późnego niemieckiego romantyzmu. Krakowscy melomani poznali dotąd trzy jego utwory: popularny Koncert skrzypcowy, Kol Nidrei na wiolonczelę i orkiestrę i Koncert na skrzypce i altówkę. Na zakończenie 77. sezonu artystycznego Filharmonii Krakowskiej poznaliśmy inną twarz Brucha – kompozytora. Łukasz Borowicz zaprezentował bowiem krakowskiej publiczności potężne oratorium „Odyseusz”, niegdyś bardzo popularne, potem zapomniane i po przeszło stu latach przywrócone salom koncertowym. W minionym tygodniu odbyło się jego polskie prawykonanie.
Byłam na sobotnim koncercie. Z zaciekawieniem, a i z przyjemnością słuchałam potężnej porcji muzyki napisanej na chór, solistów i orkiestrę z wielkim znawstwem, dużą inwencją melodyczną i dramatycznym nerwem, nieskomplikowanym ale przecież interesującym językiem muzycznym. Bruch operuje dźwiękiem jak malarz pędzlem, jego muzyka ewokuje obrazy, a ponieważ oratorium składa się z różnych scen wyjętych z homeryckiego eposu, więc słuchając niemal wyobrażałam sobie sceniczną interpretację tego dzieła.
Nie byłoby tego zainteresowania dziełem Brucha gdyby nie wykonawcy. Łukasz Borowicz stworzył dobrą dramaturgię dzieła. Bardzo dobrze śpiewał chór (przygotowanie Piotr Piwko) odgrywający w oratorium bardzo ważną rolę. Ciekawe postaci głównych bohaterów stworzyli soliści: w partii tytułowej pełen dramatyzmu i powagi Mariusz Godlewski, w partii Penelopy – Anna Bernacka wzruszająca w „Lamencie”, jako wdzięczna Nauzykaa – Natalia Rubiś. W pomniejszych partiach usłyszeliśmy Katarzynę Guran, Mirandę Gołębiowską-Exner, Józefa Dwojaka i Patryka Wyborskiego, na co dzień artystów chóru Filharmonii Krakowskiej. Piękne głosy mamy w tym chórze.
Prezentacja oratorium poprzedzona została miłą uroczystością. Tydzień wcześniej swe siedemdziesięciolecie obchodził Chór Chłopięcy Filharmonii Krakowskiej założony niegdyś przez Józefa Suwarę, prowadzony potem przez lata przez Bronisławę Wietrzny, a teraz pracujący z powodzeniem pod kierunkiem Lidii Matynian. Trudno sobie wyobrazić naszą Filharmonię bez śpiewających chłopców, bo to dzięki nim możemy słuchać wielu utworów od Bacha po Pendereckiego. A rola takiego zespołu w umuzykalnianiu społeczeństwa? Iluż to krakowian w ciągu tych siedemdziesięciu lat poczuło urok żywego kontaktu z muzyką? A ilu dzięki chórowi zwiedziło Europę śpiewając np. Pasję, Jutrznię czy Credo Krzysztofa Pendereckiego? O tym wszystkim można przeczytać w specjalnym wydawnictwie pióra Marii Wilczek-Krupy zatytułowanym „Dzieci można nauczyć wszystkiego”. Warto sięgnąć po tę książkę.
A wczoraj Chór Chłopięcy Filharmonii Krakowskiej został uhonorowany przez władze samorządowe Małopolski złotym medalem „Polonia Minor”. Gratulujemy!!!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*