PO RAZ TRZECI PIĘKNIE

I kolejny udany koncert w sali Filharmonii. Tym razem to inauguracja tegorocznej edycji festiwalu „Szymanowski / Polska / Świat”, a zarazem inauguracja 79. sezonu artystycznego Filharmonii im. K. Szymanowskiego w Krakowie.
À propos Szymanowskiego… W sobotę po południu w Złotej Sali Filharmonii odbyło się pierwsze w tym sezonie spotkanie Dyskusyjnego Klubu Muzycznego prowadzonego przez Agnieszkę Malatyńską-Stankiewicz. Jego bohaterką była Teresa Chylińska, niezmordowana badaczka i propagatorka Karola Szymanowskiego i jego muzyki. To jej zawdzięczamy wydanie dzieł wszystkich Karola z Atmy (była redaktorem wydania) łącznie z listami, pismami publicystycznymi i próbami literackimi. To ona opracowała obszerną biografię Szymanowskiego i wydała kilka książek poświęconych jemu a także jego siostrze Stanisławie, wykonawczyni jego utworów wokalnych. W sumie spędziła nad Szymanowskim blisko sześćdziesiąt lat, a i dziś, choć już po dziewięćdziesiątce, pracuje nad nim nadal. Rezultatem tej pracy jest książka, która wczoraj w trakcie wspomnianego spotkania miała promocję. To obszerny, liczący pół tysiąca stron tom. Nie zdążyłam go jeszcze przeczytać, ale „wsadziłam nos” tu i ówdzie i powiedzieć mogę, że zapowiada się arcyciekawie. Wciąga już sam tytuł: „Jak Karol Szymanowski pisał książkę o sobie”. Na spotkaniu Autorka za nic nie chciała zdradzić zawartości książki, przypomniała tylko, że pod koniec życia kompozytor namawiany usilnie by pisał pamiętniki zaczął kreślić do nich wstęp. I to jest zarzewie książki. A co dalej? Trzeba przeczytać.
A na marginesie… Po wczorajszym spotkaniu i żywych opowieściach snutych przez Teresę Chylińską o bohaterze jej sześćdziesięcioletniej pracy powiedzieć mogę jedno. Życzyłabym każdemu młodemu człowiekowi takiej formy intelektualnej, jaką prezentuje sędziwa Autorka (mam nadzieję, że się za to określenie nie obrazi, wszak nie ukrywa swego wieku).
Ale wróćmy do koncertu, którego program skupił się na trzech nurtach wiele znaczących w bieżącym sezonie. A więc Szymanowski jako bohater festiwalu i patron instytucji oraz Górecki i Penderecki – nieżyjący już niestety mistrzowie polskiej muzyki, którzy w tym roku kończyliby dziewięćdziesiąt lat.
Alexander Humala wieczór rozpoczął napisanymi przed pół wiekiem „Trzema tańcami” op. 34 Henryka Mikołaja Góreckiego. To muzyka charakterystyczna dla kompozytora lubującego się w skrajnościach. W tańcach szybkich ostra, niemal brutalna w powtarzających się rytmach i motywach, w wolnej części środkowej delikatna, chwilami niemal impresjonistyczna, intymna. Pod batutą dyrektora artystycznego Filharmonii te „Trzy tańce” zabrzmiały krwiście, z wielką ekspresją i pełną dynamiką.
Potem słuchaliśmy „IV symfonii koncertującej” op. 60 Karola Szymanowskiego. Partię fortepianu grał Tymoteusz Bies. Przywykliśmy traktować to dzieło Szymanowskiego jak koncert fortepianowy. Alexander Humala pomyślał o nim jako właśnie o symfonii koncertującej, w której fortepian nie jest dominujący, ale współdziała z cała orkiestrą. Nadało to muzyce Szymanowskiego nieco innej barwy i znaczenia, wydobyło niektóre dotąd pomijane wątki orkiestrowe. W tę koncepcję dobrze wpisał się Tymoteusz Bies. Młody, dwudziestoośmioletni pianista od kilku lat ma w repertuarze IV Symfonię koncertującą. Słyszałam co najmniej trzy jego wykonania tego dzieła. Za każdym razem inne, głębsze, ciekawsze. Myślę, że tak jak niegdyś Tadeusz Żmudziński stworzył wzorcową na lata interpretację tego dzieła, tak teraz Tymoteusz Bies jest na najlepszej drodze, by uczynić to samo, choć przecież inaczej.
A na marginesie… Zastanawialiśmy się, dlaczego służący pomocą pianiście w obracaniu kartek jest identycznie z nim ubrany. Wyjaśniło się gdy publiczność zażądała od pianisty bisu i gdy obaj usiedli do fortepianu by uraczyć słuchaczy fragmentem „Harnasi” w opracowaniu na cztery ręce Grażyny Bacewicz. Bo to był „braterski” duet. Obok Tymoteusza zasiadł jego młodszy brat, także utalentowany pianista Jacek Bies.
Po przerwie zabrzmiało „Te Deum” Krzysztofa Pendereckiego na chór, orkiestrę i kwartet solistów. Tym razem partie solowe pięknie śpiewali: Iwona Hossa, Anna Lubańska, Rafał Bartmiński i Piotr Nowacki. Potężne dzieło znalazło wczoraj idealnych interpretatorów. Alexander Humala bardzo dobrze zbudował dramaturgię utworu, w którym mniej pochwalnego blasku, a więcej klimatu błagania, prośby o boską opiekę. Utwór swą premierę miał w 1981 roku. Czy to klimat panujący wówczas w kraju miał wpływ na taki, a nie inny wydźwięk dzieła?
Z radością skonstatowałam wczoraj (nie tylko ja), że orkiestra i chór (przygotowanie Piotr Piwko) są u progu sezonu w bardzo dobrej dyspozycji. Oby tak dalej!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*