ZNANE I NIEZNANE

Finałowy koncert tegorocznej edycji Festiwalu 4 Tradycji poprowadził Sebastian Perłowski. Ten dyrygent i kompozytor od lat jest propagatorem muzyki polskiej, przywraca do życia kompozytorów i dzieła o których niesłusznie zapomnieliśmy, koncentrując się jedynie na tym co już dobrze znamy. Także wczorajszy koncert w sali Filharmonii wypełniły dzieła nieobecne na co dzień na naszej estradzie, ba, jedno z nich od chwili swego powstania, a napisane zostało w 1932 roku, wykonane zostało zaledwie jeden raz, w 1996 roku. Ale po kolei…
Program wczorajszego wieczoru wypełniły utwory powstałe w ubiegłym stuleciu. Był to wiek wojen, a w okresach nieco spokojniejszych czas wielkich przewartościowań w sztuce. Powiedzieć można, że dopiero dziś, z perspektywy czasu, możemy właściwie ocenić twórczość działających wówczas kompozytorów. Piątkowy koncert był tego dowodem.
Najpierw usłyszeliśmy Concerto grosso na orkiestrę symfoniczną (nie „smyczkową” – jak podano w programie) Bolesława Szabelskiego z 1954 roku. Utrzymane w powszechnym wówczas neoklasycznym stylu porywało wczoraj energią, motoryką w częściach skrajnych, ciekawą harmoniką i bogactwem barw orkiestrowych. Ujmowało nieco posępną liryką i kapitalnym przebiegiem dramatycznym części środkowej. Śmiało powiedzieć można że Bolesław Szabelski to jeden z najwybitniejszych naszych kompozytorów ubiegłego stulecia. A Sebastian Perłowski z sukcesem dołożył wszelkich starań by muzyka śląskiego twórcy zabrzmiała wczoraj pełnym blaskiem.
Potem słuchaliśmy Koncertu fortepianowego op. 13 Józefa Kofflera. To o tym utworze wspominałam, że miał wczoraj swe krakowskie prawykonanie. Partię solową grał Adam Kośmieja, pianista związany ze środowiskiem bydgoskim. Do wczoraj Józef Koffler był dla mnie jedynie hasłem z encyklopedii. Być może słyszałam jeden czy drugi jego drobny utwór, wiedziałam że gruntownie wykształcony był we Lwowie jednym z pierwszych polskich dodekafonistów, że łączył tę technikę z innymi prądami muzycznymi. Wczoraj mogłam to usłyszeć, poznać kompozytora władającego mistrzowskim warsztatem, łączącym śmiało nowoczesność z tradycją (pięknie zaznaczony dualizm tematyczny w I części Koncertu), posługującym się oryginalnym językiem muzycznym, w którym nie brakowało odniesień do rodzimego folkloru. Niewiele mamy w naszej historii muzyki ciekawych koncertów fortepianowych. Koncert Kofflera powinien być stale obecny na naszych estradach. A wczoraj zaprezentowany został z pietyzmem i dużą swobodą zarazem.
Podobne walory miało wykonanie kolejnego utworu, a była nim Sinfonia sacra Andrzeja Panufnika napisana przez kompozytora przed sześćdziesięcioma laty. To chyba najbardziej znany z prezentowanych wczoraj utworów, wciąż brzmiący świeżo, angażujący uwagę i emocje słuchaczy. Napisany na 1000. rocznicę chrztu i państwowości polskiej jest jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym połączeniem muzyki okazjonalnej (w tym wypadku wyraźnie nawiązującej do polskiej historii) z dziełem absolutnym, pozbawionym pozamuzycznych treści. I znów – dyrygent i orkiestra będąca z nim jednością stworzyli prawdziwą kreację artystyczną.
Ciekawym i potrzebnym elementem wczorajszego koncertu było objaśniające muzykę słowo Tadeusza Deszkiewicza.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*