Słuchając muzyki w niedzielę w filharmonicznej sali myślałam że nie ma lepszego antidotum na paskudny zimowy wietrzny wieczór niż VI Symfonia F-dur „Pastoralna” Ludwiga van Beethovena. Bo właśnie jej słuchałam w interpretacji Alexandra Humali prowadzącego filharmoniczną orkiestrę. A słuchając, podziwiałam zarówno warsztat kompozytorski Beethovena jak i wykonanie które podkreśliło mistrzostwo tego warsztatu. Alexander Humala zachował klasyczny umiar w korzystaniu ze środków ekspresji, nadał Beethovenowskiej muzyce lekkość i wdzięk. Zarazem dobrze zróżnicował charakter poszczególnych części Symfonii F-dur. Myślę, że mniej skupiał się na programowości dzieła, bardziej na uwypukleniu piękna jego czysto muzycznych szczegółów. Przyznam się, że Symfonia „Pastoralna” nie należała do moich ulubionych dzieł symfonicznych Beethovena. Niedzielna prezentacja znacząco poprawiła jej lokatę w moim rankingu.
Po Symfonii F-dur zabrzmiała opracowana przez Frizta Kreislera solowa kadencja do Beethovenowskiego Koncertu skrzypcowego D-dur poprzedzona krótkim wstępem orkiestry. Grał ją Nigel Kennedy. Był to swoisty wstęp do drugiej części wieczoru. Ją bowiem wypełnił w znacznej mierze Koncert skrzypcowy Nigela Kennedy’ego „Für Ludwig Van”, będący jedynym w swoim rodzaju dialogiem muzycznym z Koncertem skrzypcowym D-dur Beethovena.
Dawno nie widziałam i nie słuchałam Nigela Kennedy’ego na estradzie. Słynny skrzypek w ostatnich latach występował w Krakowie głównie w koncertach jazzowych. Byłam więc ciekawa jego powrotu do klasyki. Czy powrotu?
Koncert skrzypcowy nr 1 Kennedy’ego to istny kalejdoskop muzyczny. Rzeczywiście są w nim wyraźne odniesienia do Beethovena zarówno w budowie tematów muzycznych jak i w harmonice. Ale obok nich mamy elementy minimal music, elektroniczne przetwarzanie dźwięku skrzypiec, odwołania do góralszczyzny, niemal impresjonistyczne plamy dźwiękowe i jazz. W pewnym momencie Nigel Kennedy odłożył skrzypce, siadł do fortepianu i w triu (kontrabas i perkusja) stworzył piękne jam session. Miałam wręcz wrażenie iż tak zapamiętał się w muzyce że zapomniał o swoim Koncercie skrzypcowym. Ale nie, wrócił do skrzypiec i dokończył kompozycję. A potem zagrał wraz z orkiestrą pod dyrekcją Alexandra Humali opracowaną przez siebie wersję „Merry Christmas Mr Lawrence” Ryuichi Sakamoto, kompozytora zdobywcy Złotych Globów, Grammy i Oscara za muzykę do „Ostatniego cesarza” Bertolucciego. A potem były bisy.
A jak grał 68-letni artysta? Wciąż dysponuje świetnym warsztatem, choć gatunek dźwięku już nie ten, chwilami też słychać było wahania intonacji. Jedno wszakże pozostało takie samo. Nigel Kennedy wciąż jest medium przez które płynie czysta muzyka. I za to go kochamy!
Dodaj komentarz