Pracowicie spędzona niedziela, opisuję w kolejności. Po południu w Operze Krakowskiej „Pierwsza zmarszczka” Teodora Leszetyckiego do libretta Salomona Hermanna von Mosenthala spolszczonego przez Dorotę Sawkę. Przyznam się że nie znam twórczości tego wybitnego pianisty i pedagoga prócz fortepianowej. Tymczasem usłyszeliśmy wcale interesującą romantyczną muzykę napisaną z nerwem, dobrze zinstrumentowaną. A wrażliwy dyrygent Joachim Kołpanowicz, który spektakl przygotował i poprowadził, uwydatnił wszelkie walory partytury.
Interesująca muzyka to nie jedyny plus nowej pozycji w repertuarze naszej Opery. Na scenie oglądamy spektakl żywy dzięki baletowi (choreografia Violetta Suska), barwny dzięki scenografii i zabawnym kostiumom (Anna Suska) oraz reżyserii światła (Ada Bystrzycka), utrzymany na granicy burleski z elementami commedii dell’arte (reżyseria Włodzimierz Nurkowski). Gdyby nie te wszystkie dodatkowe elementy, byłoby z odbiorem krucho, bo fabułka jest wątła. Oto Markiza (Julia Malik – sopran) bawi się życiem i trzema adoratorami ale za sprawą swej służącej i powiernicy Julietty (Julia Surushkina – sopran) dostrzega na swym czole pierwszą zmarszczkę. Obawia się więc nadchodzącej starości, postanawia zerwać z płochością i- marząc o miłości – wyjść za mąż za jednego z adoratorów. Zaprasza na schadzkę nie tego, którego wybrała dla niej Julietta wcześniej sprawdzając jego małżeńskie predyspozycje (w roli Wicehrabiego (Łukasz Ratajczak – tenor). Wynika z tego nieco zamieszania, ale wszystko dobrze się kończy dzięki pomocy Firmina, ukochanego Julietty (Dawid Biwo – bas-baryton). Jest jeszcze na scenie w roli prawie niemej Monsieur Pupitre (Jacek Wróbel), no i są pozostali adoratorzy – soliści baletu – Generał (Yauheni Raukuts) i Hrabia (Filippo Penco). Wszystko mile się ogląda i słucha, choć początkowo wczoraj nie w pełni docierał do odbiorców tekst mówiony. Jeśli dalej utrzyma się lekkość spektaklu, jeśli nie osunie się w farsę lub wulgarność, a o to łatwo, „Pierwsza zmarszczka” na krakowskiej scenie powodzenie ma zapewnione. A na marginesie… Oto, co bawiło naszych dalekich przodków.
„Pierwsza zmarszczka” trwa nieco ponad godzinę, zdążyłam więc do Florianki na kolejny koncert 37. Międzynarodowego Festiwalu Kompozytorów który rozpoczął się w sobotę i trwać będzie do niedzieli włącznie.
We Floriance wystąpił wczoraj Kwartet Śląski w składzie: Szymon Krzeszowiec, Arkadiusz Kubica – skrzypce, Łukasz Syrnicki – altówka, Piotr Janosik – wiolonczela. Dawno nie słyszałam Ślązaków. Niezmiennie są wspaniali. Brzmią jak jeden instrument, rozumieją się doskonale. Myślę, że każdy twórca muzyki kwartetowej marzy by mieć takich właśnie wykonawców swych utworów. Wczorajszy występ rozpoczęli utworem Krzysztofa Pendereckiego. „Quartetto per archi” z 1960 roku to czysty sonoryzm. W interpretacji Kwartetu Śląskiego zadziwiał bogactwem barw, trzymał w napięciu dzięki podkreśleniu dramaturgii utworu.
Urodzony w tym samym roku co Krzysztof Penderecki jego przyjaciel Zbigniew Bujarski pozostawił cztery kwartety. Ostatni z nich nosi tytuł „Na jesień”. To muzyka skupiona, nostalgiczna, zamglona jak jesienne dni. Zbigniew Bujarski stwierdził niegdyś, że kwartet to jakby prywatny list kompozytora do odbiorcy. Ta intymność wypowiedzi była wczoraj wyraźna i poruszająca.
Sądzę, że podobnie traktuje muzykę kwartetową Marcel Chyrzyński, dyrektor generalny i artystyczny festiwalu, jeden z najciekawszych polskich kompozytorów średniego pokolenia. Tak przynajmniej odbierałam wczoraj prawykonanie jego „Mindscape” nr 1”. Podobnie jak utwory powstałe w ostatnich latach i ta kompozycja zakorzeniona jest w japońskiej kulturze, rysowana jest cienką kreską, rozwija się niespiesznie ale wspaniale angażuje uwagę słuchacza. Tytuł oznacza „krajobraz umysłu”. Czy to muzyczny portret samego twórcy?
Również po raz pierwszy zabrzmiała wczoraj kompozycja równolatka Marcela Chyrzyńskiego – Wojciecha Widłaka. „Ostinato” samym tytułem określa narrację utworu który zaciekawia przede wszystkim zmiennością i nowością barw instrumentalnych. Na koniec zabrzmiał Kwartet smyczkowy nr 2 Aleksandra Nowaka, gościa specjalnego tegorocznego festiwalu. Inspiracją dla kompozytora była kopernikańska teoria obrotu ciał niebieskich i w utworze można doszukiwać się muzyki nieskończoności.
Pięć utworów absolutnie różnych ale napisanych z olbrzymią wyobraźnią i świetnym warsztatem. I pięć interpretacji, z których każda zasługiwała na miano kreacji artystycznej. Niezapomniany wieczór!
Dodaj komentarz