Jednym z rezultatów współpracy uczelni muzycznych Krakowa i Budapesztu był niedzielny koncert budapeszteńskiej Orkiestry Symfonicznej Akademii Liszta w sali Filharmonii Krakowskiej. Młodych muzyków prowadził Ménesi Gergely, a w programie koncertu zabrzmiała klasyka: V Koncert fortepianowy Es-dur Beethovena i Symfonia G-dur nr 94 Haydna, oraz utwory kompozytorów węgierskich. Partię solową w Koncercie Es-dur grała 19-letnia Ildikó Rozsonits, wielokrotna laureatka krajowych i międzynarodowych konkursów pianistycznych.
Studencka orkiestra zaimponowała przede wszystkim pięknym brzmieniem kwintetu smyczkowego (wspaniały początek drugiej części Koncertu Es-dur) i wyśmienitą pracą zespołową. Takiego wzajemnego słuchania się, takiego zgrania mogłaby młodym muzykom pozazdrościć niejedna zawodowa orkiestra. Młodzi muzycy z wielką wrażliwością reagowali na każdy gest dyrygenta. A ten wybornie utrzymał napięcie dramatyczne w prezentowanym po raz pierwszy w Polsce utworze „About Time” Máté Belli. Blisko czterdziestoletni kompozytor mający w swym życiorysie także krótki krakowski epizod (w ramach Erasmusa studiował u Wojciecha Widłaka w naszej Akademii Muzycznej) stworzył utwór na pozór statyczny, a przecież pełen dramatyzmu, o ciekawych i zaskakujących chwilami współbrzmieniach. Chyba po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Máté Belli, ale „About Time” zaostrzył mi apetyt na więcej. A może coś z jego muzyki pojawi się w repertuarze naszej studenckiej orkiestry?
Po dojrzałej, skupionej interpretacji „About Time” młodzi muzycy porwali temperamentem w pochodzącym z 1934 roku Divertimencie op. 20 Leó Weinera wykorzystującym elementy węgierskiej muzyki ludowej. Pełna temperamentu, wdzięku i wirtuozerii była też w wykonaniu węgierskich gości Symfonia G-dur Haydna.
Otwierający ten muzyczny wieczór Koncert fortepianowy Es-dur Beethovena nie w pełni spełnił moje oczekiwania ze względu na interpretację zaprezentowaną przez Ildikó Rozsonits. Młoda artystka jest niewątpliwie wielkim talentem, ujmuje wrażliwością, perlistą techniką, ma słuchaczom wiele do zaoferowania. Udowodniła to w granej na bis jednej z Etudes-Tableaux Rachmaninowa. W jej Koncercie Es-dur było mnóstwo pięknych momentów. Ale na mój gust, w całości zbyt wiele było romantycznej miękkości, a za mało podskórnej energii, która wydaje mi się w Beethovenie konieczna.
Wieńcząca wieczór Haydnowska Symfonia G-dur nosi nazwę „Niespodzianka”. I rzeczywiście, niespodzianki nie zabrakło, choć nie taką przewidział kompozytor. Oto pierwszą część Symfonii poprowadził młody adept dyrygentury, na co dzień klarnecista orkiestry, Zsombor Eszenyi. Ten jego krakowski debiut okazał się udany. Jeszcze większa niespodzianka czekała słuchaczy po długiej owacji po koncercie. Oto młodzi muzycy zamiast obdarować nas bisem odłożyli instrumenty i sformowali się w zespół chóralny. Pod dyrekcją Ménesi Gergely’ego zabrzmiała „Pieśń poranna” Zoltana Kodaly’a. I znów podziwialiśmy piękne brzmienie i wrażliwość muzyczną gości z Węgier. Ciekawa jestem, ilu naszych instrumentalistów potrafiłoby zaśpiewać w chórze?
Dodaj komentarz