ŚWIĘTO NARODOWE AUSTRII

26 października przypada święto narodowe Austrii. W Krakowie obchodzono je w minionym tygodniu koncertami w Filharmonii Krakowskiej. Na sobotnim koncercie obecni byli ambasador Republiki Austrii Andreas Stadler oraz konsul generalny Martin Gärtner. Program koncertu wypełniła odpowiednio dobrana muzyka.
Michał Klauza, który ten muzyczny wieczór poprowadził, w pierwszej jego części przybliżył słuchaczom prawie nieznane u nas „5 Orchesterlieder” Roberta Nesslera, austriackiego kompozytora działającego w ubiegłym stuleciu. Napisane do tekstów Nietzschego i Trakla ekspresyjne pieśni śpiewała władająca pięknym w barwie głosem Hazuki Hirano – mezzosopran. Nie rozumiałam, niestety, tekstu (szkoda że nie pokuszono się w drukowanym programie o tłumaczenia), ale z jej interpretacji można było odczuć duszną, niekiedy posępną ich atmosferę. Szczególnie urzekła mnie przesycona skupioną emocją pieśń „Einer Vorübergehenden”.
Jeśli Nessler z pewnością był Austriakiem, to zawsze budzi moje wątpliwości nazywanie tak Beethovena. Urodzony w Bonn mieszkał wprawdzie w Wiedniu, ale swe najsłynniejsze dzieło – IX Symfonię – dedykował królowi Prus Fryderykowi Wilhelmowi III (czyżby jako wierny poddany?). Przypomnę że to właśnie ten monarcha, chcąc ratować finanse swego królestwa, kazał przetopić wywiezione z Wawelu polskie regalia, w tym koronę Bolesława Chrobrego, a w swym państwie sprawował absolutne rządy nie nadając – wbrew obietnicom – Prusom konstytucji. I to jemu właśnie kompozytor zadedykował „Odę do radości” w której wszyscy ludzie mieli być braćmi. Ot, chichot historii… Wróćmy jednak do sobotniego koncertu.
Z IX Symfonią Beethovena mam zawsze kłopot. Dawałam już temu niejednokrotnie wyraz. Doceniając trzy części dzieła unikam czwartej, szczególnie od momentu pojawienia się marsza janczarskiego. Zawsze mam wrażenie, że ideologia wzięła tu górę nad muzyką. W sobotę po raz pierwszy słuchałam całej „Dziewiątki” z wielkim zainteresowaniem.
Michał Klauza prowadząc symfonię Beethovena z filharmonicznymi zespołami (przygotowanie chóru Janusz Wierzgacz) i kwartetem solistów w składzie: Mariana Poltorak – sopran, Hazuki Hirano – mezzosopran, Bartosz Nowak – tenor i Artur Garbas – baryton, operując ciekawie tempami nadał dziełu lekkość. Wprawdzie można było mieć zastrzeżenia że pierwsze Allegro nie było „maestoso”, a Adagio odbiegało od „molto e cantabile”, ale ta klasyczna lekkość i przejrzystość w niczym nie umniejszała wagi muzyki, natomiast pozwoliła cieszyć się pomijanymi dotąd motywami i współbrzmieniami. Porywające było Scherzo – molto vivace, nasycone energią, prące jak maszyna do przodu. Podziwiać można było jedność zespołu z dyrygentem.
Także potraktowanie w czwartej części marsza janczarskiego znacznie szybciej niż zazwyczaj sprawiło, że finał był całością, nie rozpadał się nagle w połowie. Piękny był zresztą początek tej części, interesująco poprowadzone rozmowy grup instrumentalnych wiodące do bardzo udanego sola barytonowego. Jak rzadko udany był też ensemble solistów nie przekrzykujących się, lecz słuchających się wzajemnie, śpiewających lekko, z podkreśleniem jedynie ważnych momentów swej partii. Podobnie lekko, chwilami wręcz staccato, śpiewał chór, porywając jednocześnie słuchaczy w potężnych kulminacjach. Nic więc dziwnego, że ta prezentacja zakończyła się owacją na stojąco!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*